Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
130.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1974 m
Kalorie: kcal

KRAKONOŠŮV CYKLOMARATON 2014

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 1

W końcu, w ten dzień, nadeszła dłuugo wyczekiwana chwila czyli kolarska uczta zwana Krkonosuv Cyklomaraton (choć z maratonem nie miala nic wspólnego). Pierwsza informacja o tym wyścigu pojawiła się stosunkowo dawno bo w marcu podczas grupowego treningu po Czechach. Wieść o nim, nadeszła od samego Macka który mile nas zaskoczył. Analizując w domu etap jaki czeka nas 02.08 stwierdziłem bez zbędnych kalkulacji-to będzie rzeźnia:) I tak też było dzisiaj, bowiem na starcie stawiło się dokładnie 303 kolarzy-w tym ja;), którzy mieli do pokonania bardzo wymagający 130km etap. Dodatkowo pięknie grzało słońce co mnie akurat cieszyło bo zdecydowanie wole taką pogodę a niżeli miałoby lać co w połączeniu z długimi, wąskimi a przede wszystkim leśnymi zjazdami o wypadek byłoby nietrudno. Dodam , że do Trutnova gdzie miał miejsce start i meta wybraliśmy się w gronie 3 osobowym tj, Maciek, Fredek i ja. Poza tym zawitał też Paweł z Kowar i Ariel z Jeleniej co dodawało naszemu gronu dodatkowej pikanterii:) Tyle tytułem wstępu, czas po opisać co działo się na trasie, a działo się dużo.


Od momentu startu poszło mocne tempo i tak aż do długiej prostej na Vlcice gdzie wóz techniczny nas eskortował. Od tamtej pory był tylko ogień, a czołowa grupa znikła nim się obejrzałem. Mimo to grupa w której ja jechałem szła bardzo ostro i Vlcice minęły nim sie obejrzałem. Niestety trochę się poszarpało i trzeba było gonić pierwszą grupę za czołówką. Po mądrej jeździe na zmianach moja 8 osobowa grupa doszła ich u podnóży Babi. Można było chwile odetchnąć bo do tego miejsca nieco przesadziłem z wysiłkiem. Pod Babi wdrapaliśmy się dość fajnie, a za plecami na nasz plus mieliśmy spokój. Trasa w kierunku Lubawki to już sama przyjemność, nie ma tu żadnych górek a leci się w miarę prosto albo z góry. Żeby nie było za pięknie bo tak nigdy przecież nie ma, w momencie kiedy zbliżaliśmy się do mostku tj miejsca gdzie przeważnie się spotykamy i gdzie był właściwy skręt w lewo w stronę Szczepanowa nasz prowadzący motocyklista dał ciała bo pojechał prosto aż do dworca a kiedy się zorientował...było już za późno. Musieliśmy jechać przez miasto i nawracać co spowodowało dużą stratę czasu, a kiedy już dojechaliśmy ponownie do właściwego skrętu od Czech nadciągała fala tj druga duuuża grupa. Niestety, doszli nas jeszcze przed Szczepanowem i tak się połączyliśmy. We wspomnianej wiosce, mamy nielubiany przeze mnie podjazd który pokonuje z płyty co rzadko mi się zdarza. Stopniowo przeciskam się prawą stroną i dojeżdżam niemal na sam przód co ułatwia mi późniejszy zjazd do Miszkowic. Myślę sobie, zostanę tu dłużej i jadę gdzieś na 5-8 pozycji. Im bliżej rozdroża tym tempo mocniejsze, ja sam czułem że to trochę nie na mnie i odpuściłem jadąc swoim tempem. Tracę więc kontakt z czołówką pościgową co jak się okazuje przepada bezpowrotnie.


Można się zastanawiać czy nie powinienem był utrzymać pozycji co później ułatwiło by zjazd z Okraju...a może bym się na tyle ujechał że późniejszy Pec okazałby się klęską? Wybrałem więc wspomniany pierwszy wariant i pojechałem swoim tempem. Na szczycie Okraju pobrałem w biegu bidon i puściłem się w dół. Niestety tak jak myślałem w samotności i pod duży wiatr będzie ciężko. Stopniowo zbliżałem się do dwójki kolarzy i na pierwszym krótkim wypłaszczeniu w koncu ich doszedłem. Od tej pory lecieliśmy po zmianach ale to poszło na nic gdyż tuż przed skrętem do Peca doszła nas grupa 6 osobowa. Teraz czas na najważniejszy moment wyścigu-wspinaczka na Prazską Boudę. Do podnóży Peca idzie nam dobrze, zmiany jak należy i w końcu jest, właściwy podjazd a właściwie wspinaczka. Mając w nogach 75km, mocne tempo czułem że to będzie wóz albo przewóz. Żeby było śmiesznie, tuż przed pierwszym "sztywniakiem" poczułem delikatnego skurczybyka. Na całe szczęście odpuścił ale zaginałem się mocno aby wjechać ten podjazd jak należy. Przede mną kolarze śmigali zygzakiem, i nie inaczej było ze mną. Momentami krótkie 30% dawało tak w dupe że miałem koszmarne myśli. Podczas treningu ten podjazd robił na mnie niesamowite wrażenie ale teraz jego moc była większa o 100%. Najsztywniejszy moment przetrwałem, potem było już tylko 11-15% bo co to jest...Przy okazji muszę podziękować Wackowi który stał w tym miejscu. Poratował mnie wodą choć sporą jej część wylał i na mnie tak, że aż przeszły mnie dreszcze. Każdy robił ten podjazd własnym tempem, tu nie było ścigania tylko walka ze samym sobą. Czułem się jak pod Alpe d Huez w 2007 roku :) tyle że tam miałem 14km do wjechania i też było super;)


Zmordowany wjechałem na szczyt pobrałem jakiś napój w kubku który niemal od razu mi się wylał bo nie mam zwyczaju stawać przy bufetach. Picie w biegu podczas "koślawego" zjazdu to nie picie. Chwile trudnej szosy i znowu podjazd, ale krótki. Dalej to już praktycznie downhill wąską, górską drogą ale jakże zadbaną. Jechałem pewnie, choć i tak trafił się gość który mnie doszedł i z którym pokonywaliśmy ten zjazd po zmianach. Po dojechaniu do Dolnego Dvoru minąłem bufet uznajac ze wody mi wystarczy-błąd. Czech się zatrzymał a ja i tak musiałem na niego poczekać więc trochę żałowałem. Poszliśmy po zmianach, po mocnych zmianach żeby dość jakąś grupę ale niestety nic z tego nie wyszło, za to nas dopadło 6 kolarzy z którymi jechaliśmy dalej. Pole golfowe, bo tu nas dorwali, był kolejny podjazd, już nie tak groźny ale jakże wyczuwalny mając w nogach poprzednie góry. W pewnym momencie się zszokowałem, dopadły mnie dwa mocne skrórcze w obu nogach tuż nad kolanami. Szok, czegoś takiego jeszcze nie miałem i naprawdę się zmartwiłem. Wstałem z siodła i kręciłem, na spokojnie i puszczały, na siedząco jednak nawrót i tak w kółko. Przetrwałem ten trudny moment i szykowałem się do niebezpiecznego zjazdu. Trasa na tym odcinku wąska i obdarzona wieloma zielonymi znakami (dziury). Wiedziałem co mnie czeka i nie pchałem się do przodu. Jechałem spokojnie z tyłu i na całe szczęście. Jeden z naszych jechał tak ostro że nie wyrobił zakrętu i poszedł niczym Armstrong prosto w dół po trawie. Dopadł nas w okolicach Rudnika i jak się okazało kompletnie nic mu się nie stało;)


Od tego miejsca kierowaliśmy się w stronę Mladych Buków. Tempo mocne, zmiany jak należy tyle że beze mnie i Pawła B. Obaj czuliśmy ten wyścig mocno w nogach i grzecznie siedzieliśmy na tyle. Dojechaliśmy do Vlcic już bez dwóch kolarzy którzy odpadli przez mocne tempo. Na zjeździe znowu zrobiło się niebezpiecznie bo o mało Czech na mnie nie wpadł na jednym z zakrętów. Skończyło się na strachu. Teraz pozostał hopkowaty teren aż do Trutnova, ze dwa razy wyszedłem na zmianę żeby chociaż trochę wspomóc naszą grupę i w jakims sensie podziekowac za pracę. Do mety nic się już nie zmieniło, całą grupką pofrunęliśmy ku mecie. Arrive:) 
Wyścig organizacyjnie na 5, niczego nie brakowało, po raz enty można napisać jak świetnym wzorcem są dla nas czeskie wyścigi. Krkonosuv dał mi ostro w kość, ale też mocno podbudował i zmotywował do jeszcze większej pracy na treningach. Na pewno wrócę tu za rok bo to impreza najwyższej rangi. Pozdrowienia dla wszystkich chłopaków z którymi dziś startowałem.

Foto: http://www.krakonosuvcyklomaraton.cz/
Czas: 04:08:32
Miejsce: 69/303 (open)  29/108 (kat.)
AVG garmin: 31,7km/h
Pełne wyniki




Komentarze
zorro
| 18:00 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj Pierwszy wóz Konec Zavodu też się zgubił w tym samym miejscu w Lubawce. Dogonił nas dopiero w Jarkowicach. A skoro Ty miałeś takie skurcze, to ja też bym pewnie miał nie małe. Gratuluje śreniej powyżej 30km/h na takiej trasie. Robi to na mnie niesamowite wrażenie.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa sobot
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]