Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

..::Zawody 2011::..

Dystans całkowity:355.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:38
Średnia prędkość:30.57 km/h
Maksymalna prędkość:64.47 km/h
Maks. tętno maksymalne:182 (92 %)
Maks. tętno średnie:171 (86 %)
Suma kalorii:2695 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:88.91 km i 2h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
87.92 km 0.00 km teren
02:16 h 38.79 km/h:
Maks. pr.:64.47 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 92%)
HR avg:160 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2124 kcal

IZERSKI TOUR 2011

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 2

Izerski Tour 2011 już za mną, i aż szkoda, że nie będzie więcej wyścigów bo jeszcze trochę bym powalczył. Cóż, może wrócę jednak do opisu tego, co działo się dzisiejszego dnia. Od rana kapitalna pogoda, warunki rewelacyjne, przez cały czas świeciło słońce. Start zaplanowany na 11, ja wraz z Grześkiem przyjeżdzamy lekko po 10. Od razu wybieramy się po numer startowy, po drodzę zauważam szanownego kolege Mont Ventoux czyli Pawła Kochela. Tego dnia również, i to wraz z żoną będą brali udział, więc rewelacja. Przy odbiorze numeru bardzo miłe zaskoczenie bo otrzymuje 001. Myślę sobie, kurde chłopie nie zawiedź, taki numer to zaszczyt;) Ale to tylko numer więc od razu robie sobie z niego żarty. Przy wypakowywaniu rowerów natrafiam na rozgrzewającego się Virenque czyli Mikołaja Szewczyka. Wreszcie jest możliwość poznania nizinnego pogromcy:) Po chwili rozmowy każdy z nas zajmuje się swoimi sprawami, i tak mija chwila a my już powinniśmy być na starcie. Na szczęscie dojeżdzamy w porę i od razu ustawiamy się na przodzie. Nie ukrywam, że wcale mi na tym nie zależało ale oki, niechaj będzie:) Ostatnie sekundy odliczania i ruszamy. Na początku spory młyn, dużo nerwowości, nierówna jazda i hamowanie. Wylatujemy wkońcu na drogę główną w kierunku Szklarskiej. Tu trzymam się razem z Grześkiem, i oczywiscie peletonu. Co rusz ktoś podjeżdza do przodu, inni nieco zwalniają, czyli jeszcze jest młyn. Na pierwszym podjeździe coś się w końcu zaczyna dziać. Małe przetasowania, wytwarza się grupa przodująca, narzucająca tempo którego niektórzy nie wytrzymują. Tu widzę Viranque pomykającego lewą stronę. Po jakiejś chwili zaczyna się dziać to czego chcialem uniknąć a więc jazda w drugiej grupie. Odległość od pierwszej niedaleka ale uznaje, że może to sie powiększyć więc zaczynam kręcić mocniej w celu dojechania do "czołowej".Sporo sił mnie to kosztuje, ale udaje się choć przez moment znowu jakby nie mogę wejść na właściwe obroty. Po chwili jednak wszystko wraca do normy i kręce w środu peletonu pierwszej grupy. Tu widzę dzielnie walczącego i przeciskającego się po lewej stronie Viranque. Tuż za zakrętem śmierci jedziemy obok siebie, krótka wymiana zdań i zjazd w kierunku Szklarskiej. Ten moment okazuje się kluczowym na całym etapie. Nie jadę na tyle szybko żeby móc trzymać się peletonu który nieco się rozszarpał na zjeździe. Podjąłem stanowczo za mało ryzyka na tym zjeździe co nie pozwoliło mi utrzymać się czołowej grupy. Jestem na siebie zły bo doskonale wiedziałem, że to klucz do tego ażeby coś w tym wyścigu jeszcze zrobić w czubie. Niestety jak już wspomniałem dojeżdzam do rozwidlenia gdzie droga prowadzi w prawo na Jakuszyce. Widzę odjeżdzającą grupę ale ile sił w nogach staram się jeszcze coś wskurać. Bezskutecznie, a wijąca się droga w górę robi duży przesiew. Nie mniej jednak kolega Viranque utrzymał się w czołowej grupie i dalej go już nie widzę:(. W drodzę na szczyt Jakuszyc minąłem 3 kolarzy i dojechałem do kolejnego. Był nim Czech z drużyny Sokol Veltěž. Jego pomarańczowy strój kojarzył mi się z Rabobankiem, i na tym zakończe porównanie:) Jechał równym tempem, i choć nie dał rady utrzymać się w czołowym peletonie to miał jeszcze sporo sił. Michal bo tak miał na imię poszedł na układ zmian więc ucieszyłem się, że można z tym Czechem wspólnymi siłami coś jeszcze wskurać. Gdzieś w oddali widać było czołową grupę, a za nią dwóch kolarzy jak się później okazało jeden z Team Podgórzyn, a drugi z Felt Wrocław. Próbowaliśmy ich złapać ale na nic to się zdało. Za Novą Viską ok 49km dołancza do nas Tomek- kolarz z grupy Bikeholicy. Teraz jest nas trzech więc powinno być lepiej. Przez moment idzie ładnie, ale kolega z Czech nie utrzymuje nam koła i zostaje. Chwile potem mamy zjazd i znowu witamy Czecha. Widać że chłopak dobrze zjeżdza. Na jego nieszczęscie chwile dalej kolejny podjazd po którym już się nie podnosi, tzn nie wytrzymuje tempa:) Ja z Tomkiem robimy mocne zmiany, współpraca bardzo dobra, zero kombinowania i fisiowania. Wspinamy się nad Jezioro i dążymy do dogonienia dwójki Team Podgórzyn-Felt. Przez moment mam kryzys, na grzbiecie góry gdzie jest jezioro Tomek daje mocną zmianę. Po chwili znowu wracają mi siły, ciesze się bo nie chciałem tu zostać sam. Teraz ja wychodzę na zmianę i w końcu dochodzimy wspomnianą dwójkę, ma to miejsce tuż przed strefą bufetu. Daje mocne tempo na przodzie, Felt zostaje z tyłu i go żegnamy. Gościu z Podgórzyna trzyma się z nami. Teraz zjazd który zaczyna mnie wq...bo jest trochę długi. Po mocnym początku na zmiane wychodzi Pogdórzyn i zjeżdza rewelacyjnie. Za nim Tomek z Bikeholików. Po chwili zjazdu Podgórzyn ma już dużą przewagę i nie jesteśmy w stanie go dogonić. Teraz i ja mam problem żeby dogonić Tomka z Bikeholików i już wiem, że będzie dupa. Nie chciałem znowu zepsuć wszystkiego przez kolejny zjazd. Robie co mogę aby jakoś do niego dojść. Udaje się to dopiero w Raspenavie ale najważniejsze że wreszcie możemy dalej robić zmiany. Kolesia z Podgórzyna nie ma więc za cel obieramy dogonienie go bo sam na pewno nic nie zrobi. Dochodzimy do niego gdzieś za Frydlantem, na spokojnym, lekko wznoszącym się ale długim odcinku. Jest nas trójka, i teraz pytanie jak daleko peleton. To była dla nas wielka niewiadoma bo do mety było już na tyle blisko a poza tym doścignięcie jej było nierealne patrząc na liczebność naszej grupy. Na domiar złego gościu z Podgórzyna, ani razu nie dał nam zmiany. Przez cały czas milczał i siedział na trzeciej pozycji i trzymał się koła. Dyskretnie dążyliśmy z Tomkiem do zgubienia go ale bezskutecznie. Byłem tą sytuacją mocno wkurzony, zresztą Tomek tak samo. Na 6 km przed metą Tomek poszedł na zmiane a ja odpuściłem bo liczyłem, że gościu z Podgórzyna za nim pójdzie albo chociaż mnie wyprzedzi. Na nic to się zdało, Tomek zaczął powolutku odjeżdzać, musiałem więc podjąć decyzję co zrobić dalej, czy go gonić i wieźć za sobą plaster z Podgózyna czy może zagadać z plastrem i rozegrać to inaczej. Wybrałem drugą opcję, powiedziałem, że licze na jego zmianę bo gościu nam odjeżdza. Odpowiedział mi "ok" i ruszył jak z rakiety. Po minięciu starego przejścia granicznego Plaster Podgórzyn doszedł do Tomka, i zrobił od razu poprawkę. Pomyślałem, nieźle, najpierw się woził na nas a teraz dojedzie do mety pierwszy. Cóż..powiedziałem niech się dzieje co ma się dziać, daje z siebie maxa i nie pozwole na ucieczke plastrowi. Na całe szczęście miałem jeszcze siły, i razem z Tomkiem dojechaliśmy do niego przed "ostatnim garbem" po którym był już tylko krótki zjazd i zakręt w prawo do mety. W końcu było nas trzech i finisz rozegrał się między nami. Podjąłem ryzyko, że nie będę się z nikim czarował do końcowych metrów tylko depnę zaraz za zakrętem. Ruszyłem z blatu, za mną Podgózyn, Tomek niestety nie dał rady, po chwili jeszcze raz się obejrzałem, plaster z Podgórzyna nieco z tyłu a do mety 200m. Czułem że to jeszcze nie koniec więc jeszcze mocniej dokręciłem ile sił w nogach i minąłem metę pierwszy z naszej trójki. Podsumowując Izerski Tour 2011 mogę powiedzieć z całym przekonaniem że zrobiłem to co mogłem, ale nie ustrzegłem się błędu jakim były zjazdy w moim wykonaniu. Muszę w przyszłości nad tym popracować choć życie mi miłe i na pewno nie będe kamidzadze. Miło było poznać dwóch sympatycznych kolarzy z bikestatsa- mowa tu o Viranque i Mont Ventoux. Wyścig był bardzo dobrze zorganizowany a mi pozostaje tylko czekać na kolejną edycję w przyszłym roku. p.s. Nawiązując do komentarza Viranque warto dodać co miało miejsce po wyścigu. Otóż podjęliśmy wspólną decyzje, że zdobędziemy Stóg Izerski położony na wysokości 1100m. Był to trochę szalony pomysł bo nogi po wyścigu nie były już takie "świerze" ale skoro jesteśmy tak blisko to czemu nie skorzystać z okazji:) Szybka decyzja, i kierujemy się we trzech w stronę Świeradowa Zdroju skąd zaczynał się podjazd. Nie jest to łatwy podjazd bo przewyższenie na odcinku 6km sięga niemal 600m. Początek trudny, duże nachylenie potem niby lekko się wypłaszcza choć to złudne. Końcówka ponownie daje w kość ale dajemy rade. Przez cały ten podjazd mogliśmy oglądać piękną panoramę, a poza tym czasami mieliśmy nad sobą kolej gondolową. Trzeba też dodać, że słońce piekło niemiłosiernie, a na tym podjeździe wypociłem chyba więcej wody jak w całym wyścigu:) Razem z Viranque wjechaliśmy w czasie 30 minut co oznacza że jeszcze było w nas trochę pokładu siły:) Na szczycie pamiątkowe fotki, chwile potem dojeżdża do nas Grzesiek. Na koniec miłe zaskoczenie bo zaproponowano nam wspólne zdjęcie do gazety "Słowo Sportowe". Tak więc warto było podjechać a przy okazji jeszcze się załapiemy do poniedziałkowej prasy. Na końcu wpisu zamieściłem fotki.

Czas:02:16:17.380 h
Miejsce Open: 39/114 (ogólna liczba startujących)
Miejsce kat.: 12/27
Wszystkie wyniki: http://www.sport-base.cz/v11.html

Dystans: 87.92
Czas: 02:16:17.380 h
AVG: 33.49
MAX SPEED: 64.47
KCAL: 2124
MAX HRT: 182
AVH HRT: 160
STREFY%: HEALTH 5%,FITNESS 74%,POWER 21%

Od lewej nasz lider Mikołaj "Viranque", Marcin "Krzywy", Paweł "Mont Ventoux" :)

Krzywy i Viranque na szczycie Stogu Izerskiego:

Panoramy ze Stogu:





Dane wyjazdu:
14.00 km 0.00 km teren
00:35 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 92%)
HR avg:171 ( 86%)
Podjazdy: m
Kalorie: 571 kcal

WJAZD NA OKRAJ 2011

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 5

Kolarski "Wjazd na Okraj 2011" przechodzi do historii:) Start rozpocząłem o 11:17, na początku do drogi głównej sznowanie tempa jeśli mogę tak w ogóle napisać a później ogień i tak aż do szczytu. Pojechałem max ile mogłem, i nie ma co gdybać na temat możliwej poprawy.Czas osiągnięty na mecie to 00:35:55 min. Taki wynik w zupełności mnie wystarcza bo takie były możliwości:) Pogoda dopisała, słońca nie było, deszcz nie padał(3h później już dawał ostro i tak do tej pory...)a na 3 ostatnich kilometrach mgła a właściwie jazda w totalnych chmurach. Udało mi się wyprzedzić ok 6-8 kolarzy jak się nie mylę:), ale i samemu nie będąc łykniętym. Trasa etapu jest dłuższa jak miała miejsce do tej pory (przynajmniej podczas moich startów) więc i wynik taki jaki jest. Najlpeszy kolarz osiągnął czas 00:31:04 min. Pełna lista wyników: http://www.live.ultimasport.pl/009/index.php?site=results&dys=szosa&gen=M Cóż...jest gitara i teraz czas na Izerski Tour bo tam to będzie się działo:)
Krótka galeria: https://picasaweb.google.com/krzywusek/WJAZDNAOKRAJ2011?authuser=0&authkey=Gv1sRgCLXus873jr3JYA&feat=directlink

Miejsce OPEN:38/205
Miejsce kat: 11/41

Dystans: 14km
Czas: 00:35:55 min
AVG: 20.04
KCAL: 571
MAX HRT: 182
AVH HRT: 171
STREFY%: HEALTH 0%,FITNESS 8%,POWER 92%

MAPKA:
Zdjęcie by pecherz.net


Dane wyjazdu:
113.48 km 0.00 km teren
03:49 h 29.73 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Klasyk Kłodzki 2011

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 0

30 lipca odbyła się kolejna edycja Klasyka Kłodzkiego. Po Liczyrzepie w Jeleniej Górze, klasyk był moim drugim maratonem w tym roku. Do bazy noclegowej w Lasówce niedaleko Zieleńca zajechałem wraz z kolegą Grześkiem Urbanikiem w piątek wieczorem. Następnego dnia czekał nas start w maratonie. Grupa startowa do której byliśmy przydzieleni miała wyruszyć o 8:30. Niestety z powodu problemu z samochodem spóźniliśmy się 4 minuty. Po pojawieniu się na lini startu i zgłoszeniu spóźnienia, sędzia pozwolił nam od razu ruszyć więc bez chwili zastanowienia tak uczyniliśmy. Od samego początku towarzyszyła nam mżawka a chwile potem deszcz który nie odpuścił już do końca etapu. Początek trasy to szybki zjazd w kierunku granicy z Czechami. Jadąc na zmiany staraliśmy się dojechać do jakiejś większej grupy, ale bezskutecznie. Dopiero na pierwszym podjeździe dołączyła do nas grupa 4 kolarzy którzy nadawali mocne tempo. Po każdej "premi górskiej" zjazd który niestety w moim wykonaniu był słaby. Ciągle padało i nawierzchnia była niebezpiecznie śliska dlatego wolałem uniknąć upadku, choć raz byłem tego bardzo bliski, ale uratował mnie kawałek pobocza...I tak ciągle traciłem do swojej czwórki na zjazdach a zyskiwałem na podjazdach. Tempo ciągle dobre, w pewnym momencie zrobiła się nas 5 a czasami 6 w składzie a byli to przewaznie ci których wyprzedzaliśmy i starających się utrzymywać nasze tempo. Na przed ostatnim podjeździe po stronie czeskiej grupa nieco zmalała, i wjechaliśmy w trójkę. Kolarze którzy jechali wraz ze mną jak później sprawdziłem po numerach byli z Wrocławia i Jelcza Laskowice. Trzeba przyznać, że mocno pracowali przez cały etap. Szczególnie pochwalił bym gościa w niebieskim stroju z zespołu BDC team i drugiego w czerwono białym z napisem harfa haryson. Przez dłuższy czas towarzyszył mi kolega Grzesiek Urbanik więc nasza grupa w barwach Mroza i BDC wyglądała bardzo "zawodowo" ale na tym zakończył bym takie porównania:) Przez cały czas czułem się dobrze, noga świetnie podawała i starałem się robić dobre zmiany. Fajnie razem się współpracowało, ale kiedyś musiał nastąpić koniec tego dobrego. Bodajże na ostatnim leśnym zjeździe dwójka kolarzy w stroju "BDC" i "Harfa" oraz trzeci z "Jelcza" ostro zjeżdzała w dół i wiedziałem, że tym razem będzie ciężko ich dojść bo znacząco się oddalali. Nieco z tyłu został ten trzeci, ale nim do niego doszedłem na prostym odcinku to trochę minęło. Wspomniana wcześniej dwójka znikła i to mnie trochę martwiło bo do Poręby można było jeszcze trochę powalczyć razem a wtedy wiedziałem że będzie dobrze i ciekawie. Jak wspomniałem udało mi się złapać trzeciego z nich i do podjazdu po Przełęcz Poręba robiliśmy zmiany. Dołączył się jeszcze jeden którego wyprzedziliśmy. Na jednej ze zmian na początku podjazdu postanowiłem podkręcić trochę tempo bo czułem się na siłach i wierzyłem że dojdę dwójkę harpaganów. Tempo okazało się na tyle dobre że "jelcz" i plaster zostali z tyłu. W końcu na ostatnich 300m zobaczyłem dwójkę BDC i Harfy ale na szczyt wjechali pierwsi z dobrą chwilą przewagi. Ta przewaga okazała się nie do odrobienia na dalszej części etapu. Wjechałem na szczyt Poręby i nie zatrzymując się na bufecie próbowałem jeszcze dojechać do tej dwójki. Bezskutecznie zniknęli za jednym z zakrętów w oddali...Od szczytu Poręby do samej mety jechałem sam starając się mknąć ile sił w nogach. Wiedziałem, że jest dobrze i do samego końca liczyłem na okazję złapania jakiejś grupy. Pod sam koniec etapu kiedy wyjechałem z lasu tuż przed wjazdem do Zieleńca ukazał się niebieski BDC:) Jego kompan był szybszy o 40 sekund. Cóż...zabrakło mi do nich niewiele. Na mecie uścisneliśmy sobie dłonie bo tego dnia odwaliliśmy dobrą robotę. Czas jaki wykręciłem tego dnia to 03:49:19h lecz sędziowie doliczyli mi oraz Grześkowi 4 minuty kary za spóźnienie na linię startu. Niestety z sędziami tego dnia nie dało się dyskutować więc niech będzie tak jak jest czyli oficjalnie 03:53:19h. Jestem bardzo zadowolony z wyniku jaki zrobiłem, i organizacji wyścigu. Zabezpieczenie trasy było super, a to istotne bo Liczyrzepa w Jeleniej Górze pod tym względem była daleko z tyłu. Próbując porównać te dwa maratony pod względem trudności uważam, że w tym przypadku Liczyrzepa była trudniejsza. Mam nadzieje, że za rok zawitam tu poraz drugi i...że nie będzie padało tak jak wczoraj. p.s. przez przypadek jadąc do bazy zresetowałem sobie parametry pulsometra więc tym razem bez statystyk.

Wyniki oficjalne
Dystans: MEGA
CZAS:03:53:19h
MIEJSCE KATEGORIA:5/15
MIEJSCE OPEN:11/82

MAPKA:

Krzywy, "harfa" i spółka ..;)


Dane wyjazdu:
140.22 km 0.00 km teren
04:58 h 28.23 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Liczyrzepa - edycja 2

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 2

Klasyfikacja generalna(rower szosowy, dystans mega):
Miejsce: 38
Miejsce w kategorii: 12
Czas:04:58:17h

Na spokojnie, po zakończeniu zawodów nasze trio z grupy startowej:)
Od lewej Grzesiek Urbanik (kolega z Kamiennej Góry), Mariusz Wojtczak (Zielona Góra) i ja:)


Maraton konkretny, na pewno wystartuje tu za rok. Tegoroczny był moim debiutem w tej imprezie. Bardzo sobie chwale tutejsze górki. Kapela to niezly podjazd ale na tym etapie najtrudniejsze były trzy ostatnie z kulminacją pod Przesiekę. Wynik w pełni mnie satysfakcjonuje bo pojechałem tyle ile mogłem. Niemal od początku nasza bardzo nieliczna grupka 5 osób zmniejszyła się do 3 i tak cały niemal etap pracowaliśmy razem. Dopiero od Piechowic stopniowo zaczęliśmy się rozdzielać. Najpierw Grzesiu musiał się zatrzymać by napełnić bidony przy jednym ze strumieni. Ja wraz drugim kolegą postanowiliśmy jechać dalej mimo iż u nas tak samo wiało pustkami. Mimo dobrych chęci greg (05:03:30h) nie dojechał choć był blisko:) Z perspektywy czasu oceniam że za ostro pojechałem na początku maratonu. To się odbiło na ostatnich podjazdach. Z góry szło bardzo dobrze ale każde kolejne wzniesienie nie pozwalało mi dojść do Mariusza(4:56:15h).