Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1251.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:00
Średnia prędkość:27.26 km/h
Maksymalna prędkość:76.59 km/h
Suma podjazdów:16090 m
Maks. tętno maksymalne:182 (92 %)
Maks. tętno średnie:171 (86 %)
Suma kalorii:24771 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:62.59 km i 2h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
28.35 km 0.00 km teren
00:53 h 32.09 km/h:
Maks. pr.:59.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Lubawka-Raszów-Lubawka

Środa, 31 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 0

Krótka przejażdżka w górę Raszowa i z powrotem.
14.41->29:30->29.35->50.41
13.94->23:93
28.35->53:23->31.86->59.62
Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
25.39 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rodzinna wyprawa - Lubawka>Bernartice>Lubawka

Wtorek, 30 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 1

We wtorkowe, późne popołudnie zorganizowaliśmy sobie z żoną fajny wypadzik w stronę czeskich Bernartic. To miało być też rozpoznanie nowej traski więc nie do końca znaliśmy przebieg rodzinnego etapu:) Jakież było zdziwienie moje a co dopiero żony gdy w Bernarticach trafiliśmy na wzniesienie sięgające 13-15%:) Dla mnie to był śmiech, ale gdy spojżeć na minę mojej ukochanej....bezcenne:) Ogólnie trasa bardzo przyjemna i malownicza, dużo hopek dzięki czemu w mojej głowie narodził się pewien plan na przyszłość związany właśnie z tym miejscem.
Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
71.10 km 0.00 km teren
02:44 h 26.01 km/h:
Maks. pr.:70.29 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 86%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:1280 m
Kalorie: 1579 kcal

Lubawka-Alberice

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · dodano: 29.08.2011 | Komentarze 2

W końcu po długiej przerwie wyruszyłem na polsko-czeskie szosy. Trasa standardowa, do pewnego momentu. Pierw Szczepanów, potem Okraj i zjazd z przełęczy w stronę Czech. Tam dojazd do Horni Marsov i skręt w lewo na Alberice. Na tej części wszystko byłoby pięknie gdyby nie jakość asfaltu. Początkowa faza jeszcze znośna bo i tak lepsza jak u nas ale później trzeba było jechać 100m po kamieniach, dlatego na tym odcinku wolałem już prowadzić rower. Dalej było już znacznie lepiej, najpierw szaro-biała warstwa asfaltu a po niej już najlepsza-pięknie czarna, że aż miło;) Niezly podjazd i właściwie zaraz byliśmy na szczycie. Byliśmy bo jechał ze mną też MontVentoux. Pogoda dziś średnia na jeża. Na dole czyli w Lubawce ciepło, ale wietrznie i tak aż do Jarkowic, potem było jakoś mniej tego wiatru ale znowu bardzo chłodno i tak na przemian. Trening zaliczony, ale już teraz wszystko robie na pełnym luzie, sezon do ścigania dla mnie zakończony nie mniej jednak we dwóch + Grzesiek zaliczymy jeszcze sporo tras w tym najtrudniejszy etap z przewyższeniami sięgającymi ponad 5000m. ale na to jeszcze przyjdzie czas...:)

Dystans: 71.10
Czas: 02:44:34 min
AVG: 25.92
MAX SPEED: 70.29
KCAL: 1579
MAX HRT: 170
AVH HRT: 132
STREFY%: HEALTH 38%,FITNESS 21%,POWER 0%

MAPKA:




Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
77.67 km 0.00 km teren
03:28 h 22.40 km/h:
Maks. pr.:66.41 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 86%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:1760 m
Kalorie: 1999 kcal

Czeski wypad czyli Ruzova Hora i "Czeskie Zoncolan"

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 24.08.2011 | Komentarze 2

Po właściwie jednodniowym wypoczynku, nadszedł środowy poranek a z nim kolejne hasanie po górach. Nic by się nie stało jakbym nazwał dzisiejszy wpis "Kiedy ranne wstają zorza" gdyż trafnie oddałby porę wyjazdu. Tak wcześnie jeszcze nie ruszałem, pobudka przed 6:00 a za niecałą godzinę później byłem już na rozdrożu na Okraj. Tam czekał Paweł z którym miałem ostatnio przyjemność poznawać nowe tereny. Dziś też nie było wiadome gdzie nas wywieje. Padła propozycja Ruzova Hora i „Czeskie Zoncolan” w wersji krótszej ;)Pomyślałem fajnie, znowu będzie ciekawie a że u nas nie ma płasko zatem byłem z lekka przygotowany:) Na Przełęcz Okraj wjechaliśmy stosunkowo szybko, nawet za szybko jak na mnie i momentami czułem że 22km/h teraz oznaczać może późniejsze kłopoty. Ogólnie coś dziś mnie zatykało, nie mogłem dobrze oddechu złapać nie wiem czemu tak było. Paweł jechał bardzo dobrze i mocno ale ja nie chciałem się zajechać. Końcówkę zwolniłem do 18km/h i tak trzymałem. Dalej to znany i lubiany zjazd z przełęczy i tak do 27 km. Tu zaczyna się kolejny podjazd i jak się okazuje najtrudniejszy na całej trasie. Początek ostry ale zapas sił jest więc jadę równym tempem. Widzę, że Paweł jest dziś w świetnej dyspozycji i noga ładnie podaje, ale nie staram się nawet jechać jego tempem choć nie dzieli nas duża odległość jadę lekko z tyłu. Za jedną z chat albo schronisk bo nie przyjąłem się dokładniej jedziemy w prawo i dalej do góry. Tu zabawa zaczyna się robić coraz ciekawsza. Mogę śmiało stwierdzić że podjazd ten na chwile obecną jest numerem dwa w Czechach, zaraz po modrym sedlo. Zresztą Sedlo idzie tak samo tyle że nieco z lewej. Tu wspinamy się coraz wyżej, ekstra widoczki i ostatecznie dojeżdżamy do wyciągu nad Ruzovą Horą na wysokość 1354m. Wyżej jechać nie możemy bo nawierzchnia na to nie pozwala:) Pozostaje zrobić kilka fotek i w dół do drogi głównej na Okraj. Już wiem, że będzie u mnie kiepsko z tym zjazdem bo mam tak dojechane klocki hamulcowe że hej. Wszystko ostatnio dojeżdżam na amen, najpierw tylną oponę a teraz te klocki. Może trochę przegiąłem bo już dawno powinienem je wymienić a tak ciągle nagrzewam rawki i sam sobie stwarzam zagrożenie. I tak się dziś stało, tyle że skończyło się na kapciu w przednim kole. Po prostu dętka pękła pod cholernie rozgrzanym kołem. Powiedziałem dość, tak być dalej nie może więc niebawem będzie wymiana zużytych klocków. Ledwie po wjechaniu na główną drogę pojawił się następny skręt, tym razem w lewo i tu zaczynamy podjazd pod "Czeskie Zoncolan":) o długości ok 7km. Z początku droga w miarę łagodnie wznosi się do góry, jedzie się wzdłuż rzeki która przyjemnie ochładza. Im dalej tym ciężej, nad nami, przez krótką chwilę widać Śnieżkę, ogólnie jednak zasłoniętą przez chmury. Jedziemy dalej, droga fajnie się zawija i znowu mocno w górę. Dużo by pisać, dlatego lepiej tu zawitać i samemu się przekonać. W końcu wjeżdżamy na szczyt- 1144m robimy zdjęcia gdzie pięknie widać na samym dole drogę którą się wspinaliśmy. Mamy też Śnieżkę w zasięgu wzroku...W tym miejscu bardzo mocno wieje, pora więc jechać dalej w kierunku głównej drogi na Okraj. Zaliczamy dziś tą przełęcz po raz drugi ale też inaczej być nie mogło bo ona prowadzi w kierunku mety czyli naszych domów. Dojechałem do domu mokry jak szczur, istne piekiełko dziś sobie zafundowaliśmy, ale czy może być jeszcze gorzej? Może!:) Niebawem kolejne wypady, i pewnie będą to Alberice.
Dystans: 77.67
Czas: 03:28:25 min
AVG: 22.36
MAX SPEED: 66.41
KCAL: 1999
MAX HRT: 170
AVH HRT: 132
STREFY%: HEALTH 44%,FITNESS 24%,POWER 0%

MAPKA:
Kiedy ranne wstają zorza-wschód słońca nad Lubawką

Ruzova Hora:


Mont Ventoux and Krzywy

Podjazd pod Ruzova Hore:

W tle Snieżka i częściowo widoczn podjazd pod "Czeskie Zoncolan":


I inne widoczki a w tle podjazd który trzeba odkryć;):

Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
28.23 km 0.00 km teren
00:51 h 33.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Lubawka-Raszów-Lubawka

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 0

Dziś zrobiłem rozgrzewkę od siebie z domu do rodziców i z powrotem. W oba kierunki mocne tempo i nowy rekord ;) Dystans 14km z groszami do Raszowa zrobiony w czasie 28:10min zaś powrót w 23.20min:) Na dworze istne piekiełko taki gorąc a co to będzie dopiero jutro to aż masakra jak pomyśle. W cieniu mieliśmy 26 stopni...

Dystans: 28.23
Czas: 51:30 min
AVG: 32.90
MAX SPEED: 61.56
Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
109.50 km 0.00 km teren
04:47 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:76.59 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2430 m
Kalorie: 2860 kcal

Cerna Hora-Pec-Jelenka czyli pierwszy trening z "Mont Ventoux" :)

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 1

Pierwszy wspólny wypad z bikestatsowym kolegą MontVentoux z Kowar. Pierwotnie planowaliśmy zdobycie Labskiej Boudy ale zapowiedzi meteorologiczne nie wiały optymizmem. Zdecydowaliśmy się więc pojechać bliżej i zaatakować Cerną Horę. Spotkaliśmy się na rozdrożu na Okraj i tam skierowaliśmy się w kierunku Przełęczy Okraj. Jak na tą wczesną poranną godzinę już było bardzo gorąco dlatego z przyjemnością zjeżdzaliśmy w kierunku Svobody na Upou. Tam obraliśmy kierunek Janskie Laznie i podjazd na Cerną Horę. Podjazd zaczeliśmy od poziomu 531m n.p.m. a finisz kończył się na 1300m-trasa o długości 10km jak dobrze spostrzegłem. Szanujemy tempo choć nie jedziemy na minimum. Dziś górski etap i po czernej mamy jeszcze dwa inne podjazdy do zaliczenia. Po wjechaniu na szczyt pamiątkowe fotki i zjazd do Svobody. Z tamtąd udajemy się w kierunku Peca pod Snezką. Tu Paweł zaaplikował nam piękny podjazd, pod który pierwszy raz wjeżdzam. Nie sądziłem że w tym miejscu jest coś tak fantastycznego. Nim jednak dojechaliśmy do pierwszego skrętu pod ten podjazd, Paweł trzymał niezłe tempo i trochę się obawiałem jak to będzie dalej z siłami bo na tej części etapu ładnie już hasaliśmy. Właściwy skręt w prawo i zaczyna się niezły podjazd. Za chwile zawija się w lewo i tak wjeżdzamy na ładną wysokość a po naszej prawej stronie można docenić piękne walory krajobrazowe Peca i tutejszych gór. Jest na co popatrzeć więc tuż przed finiszem cykamy fotkę. Z tego podjazd kierujemy się na Dolną Małą Upę i trafiamy na właściwy podjazd pod Okraj. Żeby było jeszcze fajniej i ciekawiej Paweł pokazuje mi kolejny nowy podjazd co bardzo mnie zainteresowało bo przejeżdzam tędy tyle razy i nigdy nie skręcam w lewo. Tu się okazuje, że podjazd o ładnie brzmiącej nazwie Jelenka (od nazwy schroniska) jest bardzo konkretny. Niemal od początku fajnie trzyma i właściwie tak do samego końca gdzie 20% to jest lekko jak nie więcej. Piękny podjazd, super widoczki ale tak jest zawsze gdy jesteś na dużej wysokości i możesz oglądać panoramy okoliczych miejsc. Z tego szczytu zjeżdzam spokojnie, nie raz schodząc z roweru bo rawki kół miałem niemiłosiernie rozgrzane. Ponownie trafiamy do drogi głównej na Okraj i zdobywamy szczyt tej przełęczy. Dalej śmigamy w dół do rozdroża i w tym miejscu nasze drogi się rozstają. Paweł obiera kierunek Kowary, natomiast ja Lubawkę. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak dobrego i ciężkiego etapu. Już widzę jak za 2 dni przy dobrych wiatrach zdobywamy kolejny nowy szczyt albo podjazd. Dobrze mieć takiego kompana do jazdy bo siły ma naprawde duże a wtedy taki trening jest na wysokim poziomie. Czekamy jeszcze na Grześka i Viranque bo w takim składzie nie będzie na nas lewara:)

Dystans: 109.50
Czas: 04:47:10 min
AVG: 22.88
MAX SPEED: 76.59
KCAL: 2860
MAX HRT: 177
AVH HRT: 130
STREFY%: HEALTH 43%,FITNESS 19%,POWER 2%

MAPKA:
Nadajnik na Czernej Horze:

Panorama z Cernej w tle, ale malo widoczna bo najważniejsi są szosowcy Sudetów:)

Panorama z nowego podjazdu w Pecu:



Fotki z Jelenki:


Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
87.92 km 0.00 km teren
02:16 h 38.79 km/h:
Maks. pr.:64.47 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 92%)
HR avg:160 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2124 kcal

IZERSKI TOUR 2011

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 2

Izerski Tour 2011 już za mną, i aż szkoda, że nie będzie więcej wyścigów bo jeszcze trochę bym powalczył. Cóż, może wrócę jednak do opisu tego, co działo się dzisiejszego dnia. Od rana kapitalna pogoda, warunki rewelacyjne, przez cały czas świeciło słońce. Start zaplanowany na 11, ja wraz z Grześkiem przyjeżdzamy lekko po 10. Od razu wybieramy się po numer startowy, po drodzę zauważam szanownego kolege Mont Ventoux czyli Pawła Kochela. Tego dnia również, i to wraz z żoną będą brali udział, więc rewelacja. Przy odbiorze numeru bardzo miłe zaskoczenie bo otrzymuje 001. Myślę sobie, kurde chłopie nie zawiedź, taki numer to zaszczyt;) Ale to tylko numer więc od razu robie sobie z niego żarty. Przy wypakowywaniu rowerów natrafiam na rozgrzewającego się Virenque czyli Mikołaja Szewczyka. Wreszcie jest możliwość poznania nizinnego pogromcy:) Po chwili rozmowy każdy z nas zajmuje się swoimi sprawami, i tak mija chwila a my już powinniśmy być na starcie. Na szczęscie dojeżdzamy w porę i od razu ustawiamy się na przodzie. Nie ukrywam, że wcale mi na tym nie zależało ale oki, niechaj będzie:) Ostatnie sekundy odliczania i ruszamy. Na początku spory młyn, dużo nerwowości, nierówna jazda i hamowanie. Wylatujemy wkońcu na drogę główną w kierunku Szklarskiej. Tu trzymam się razem z Grześkiem, i oczywiscie peletonu. Co rusz ktoś podjeżdza do przodu, inni nieco zwalniają, czyli jeszcze jest młyn. Na pierwszym podjeździe coś się w końcu zaczyna dziać. Małe przetasowania, wytwarza się grupa przodująca, narzucająca tempo którego niektórzy nie wytrzymują. Tu widzę Viranque pomykającego lewą stronę. Po jakiejś chwili zaczyna się dziać to czego chcialem uniknąć a więc jazda w drugiej grupie. Odległość od pierwszej niedaleka ale uznaje, że może to sie powiększyć więc zaczynam kręcić mocniej w celu dojechania do "czołowej".Sporo sił mnie to kosztuje, ale udaje się choć przez moment znowu jakby nie mogę wejść na właściwe obroty. Po chwili jednak wszystko wraca do normy i kręce w środu peletonu pierwszej grupy. Tu widzę dzielnie walczącego i przeciskającego się po lewej stronie Viranque. Tuż za zakrętem śmierci jedziemy obok siebie, krótka wymiana zdań i zjazd w kierunku Szklarskiej. Ten moment okazuje się kluczowym na całym etapie. Nie jadę na tyle szybko żeby móc trzymać się peletonu który nieco się rozszarpał na zjeździe. Podjąłem stanowczo za mało ryzyka na tym zjeździe co nie pozwoliło mi utrzymać się czołowej grupy. Jestem na siebie zły bo doskonale wiedziałem, że to klucz do tego ażeby coś w tym wyścigu jeszcze zrobić w czubie. Niestety jak już wspomniałem dojeżdzam do rozwidlenia gdzie droga prowadzi w prawo na Jakuszyce. Widzę odjeżdzającą grupę ale ile sił w nogach staram się jeszcze coś wskurać. Bezskutecznie, a wijąca się droga w górę robi duży przesiew. Nie mniej jednak kolega Viranque utrzymał się w czołowej grupie i dalej go już nie widzę:(. W drodzę na szczyt Jakuszyc minąłem 3 kolarzy i dojechałem do kolejnego. Był nim Czech z drużyny Sokol Veltěž. Jego pomarańczowy strój kojarzył mi się z Rabobankiem, i na tym zakończe porównanie:) Jechał równym tempem, i choć nie dał rady utrzymać się w czołowym peletonie to miał jeszcze sporo sił. Michal bo tak miał na imię poszedł na układ zmian więc ucieszyłem się, że można z tym Czechem wspólnymi siłami coś jeszcze wskurać. Gdzieś w oddali widać było czołową grupę, a za nią dwóch kolarzy jak się później okazało jeden z Team Podgórzyn, a drugi z Felt Wrocław. Próbowaliśmy ich złapać ale na nic to się zdało. Za Novą Viską ok 49km dołancza do nas Tomek- kolarz z grupy Bikeholicy. Teraz jest nas trzech więc powinno być lepiej. Przez moment idzie ładnie, ale kolega z Czech nie utrzymuje nam koła i zostaje. Chwile potem mamy zjazd i znowu witamy Czecha. Widać że chłopak dobrze zjeżdza. Na jego nieszczęscie chwile dalej kolejny podjazd po którym już się nie podnosi, tzn nie wytrzymuje tempa:) Ja z Tomkiem robimy mocne zmiany, współpraca bardzo dobra, zero kombinowania i fisiowania. Wspinamy się nad Jezioro i dążymy do dogonienia dwójki Team Podgórzyn-Felt. Przez moment mam kryzys, na grzbiecie góry gdzie jest jezioro Tomek daje mocną zmianę. Po chwili znowu wracają mi siły, ciesze się bo nie chciałem tu zostać sam. Teraz ja wychodzę na zmianę i w końcu dochodzimy wspomnianą dwójkę, ma to miejsce tuż przed strefą bufetu. Daje mocne tempo na przodzie, Felt zostaje z tyłu i go żegnamy. Gościu z Podgórzyna trzyma się z nami. Teraz zjazd który zaczyna mnie wq...bo jest trochę długi. Po mocnym początku na zmiane wychodzi Pogdórzyn i zjeżdza rewelacyjnie. Za nim Tomek z Bikeholików. Po chwili zjazdu Podgórzyn ma już dużą przewagę i nie jesteśmy w stanie go dogonić. Teraz i ja mam problem żeby dogonić Tomka z Bikeholików i już wiem, że będzie dupa. Nie chciałem znowu zepsuć wszystkiego przez kolejny zjazd. Robie co mogę aby jakoś do niego dojść. Udaje się to dopiero w Raspenavie ale najważniejsze że wreszcie możemy dalej robić zmiany. Kolesia z Podgórzyna nie ma więc za cel obieramy dogonienie go bo sam na pewno nic nie zrobi. Dochodzimy do niego gdzieś za Frydlantem, na spokojnym, lekko wznoszącym się ale długim odcinku. Jest nas trójka, i teraz pytanie jak daleko peleton. To była dla nas wielka niewiadoma bo do mety było już na tyle blisko a poza tym doścignięcie jej było nierealne patrząc na liczebność naszej grupy. Na domiar złego gościu z Podgórzyna, ani razu nie dał nam zmiany. Przez cały czas milczał i siedział na trzeciej pozycji i trzymał się koła. Dyskretnie dążyliśmy z Tomkiem do zgubienia go ale bezskutecznie. Byłem tą sytuacją mocno wkurzony, zresztą Tomek tak samo. Na 6 km przed metą Tomek poszedł na zmiane a ja odpuściłem bo liczyłem, że gościu z Podgórzyna za nim pójdzie albo chociaż mnie wyprzedzi. Na nic to się zdało, Tomek zaczął powolutku odjeżdzać, musiałem więc podjąć decyzję co zrobić dalej, czy go gonić i wieźć za sobą plaster z Podgózyna czy może zagadać z plastrem i rozegrać to inaczej. Wybrałem drugą opcję, powiedziałem, że licze na jego zmianę bo gościu nam odjeżdza. Odpowiedział mi "ok" i ruszył jak z rakiety. Po minięciu starego przejścia granicznego Plaster Podgórzyn doszedł do Tomka, i zrobił od razu poprawkę. Pomyślałem, nieźle, najpierw się woził na nas a teraz dojedzie do mety pierwszy. Cóż..powiedziałem niech się dzieje co ma się dziać, daje z siebie maxa i nie pozwole na ucieczke plastrowi. Na całe szczęście miałem jeszcze siły, i razem z Tomkiem dojechaliśmy do niego przed "ostatnim garbem" po którym był już tylko krótki zjazd i zakręt w prawo do mety. W końcu było nas trzech i finisz rozegrał się między nami. Podjąłem ryzyko, że nie będę się z nikim czarował do końcowych metrów tylko depnę zaraz za zakrętem. Ruszyłem z blatu, za mną Podgózyn, Tomek niestety nie dał rady, po chwili jeszcze raz się obejrzałem, plaster z Podgórzyna nieco z tyłu a do mety 200m. Czułem że to jeszcze nie koniec więc jeszcze mocniej dokręciłem ile sił w nogach i minąłem metę pierwszy z naszej trójki. Podsumowując Izerski Tour 2011 mogę powiedzieć z całym przekonaniem że zrobiłem to co mogłem, ale nie ustrzegłem się błędu jakim były zjazdy w moim wykonaniu. Muszę w przyszłości nad tym popracować choć życie mi miłe i na pewno nie będe kamidzadze. Miło było poznać dwóch sympatycznych kolarzy z bikestatsa- mowa tu o Viranque i Mont Ventoux. Wyścig był bardzo dobrze zorganizowany a mi pozostaje tylko czekać na kolejną edycję w przyszłym roku. p.s. Nawiązując do komentarza Viranque warto dodać co miało miejsce po wyścigu. Otóż podjęliśmy wspólną decyzje, że zdobędziemy Stóg Izerski położony na wysokości 1100m. Był to trochę szalony pomysł bo nogi po wyścigu nie były już takie "świerze" ale skoro jesteśmy tak blisko to czemu nie skorzystać z okazji:) Szybka decyzja, i kierujemy się we trzech w stronę Świeradowa Zdroju skąd zaczynał się podjazd. Nie jest to łatwy podjazd bo przewyższenie na odcinku 6km sięga niemal 600m. Początek trudny, duże nachylenie potem niby lekko się wypłaszcza choć to złudne. Końcówka ponownie daje w kość ale dajemy rade. Przez cały ten podjazd mogliśmy oglądać piękną panoramę, a poza tym czasami mieliśmy nad sobą kolej gondolową. Trzeba też dodać, że słońce piekło niemiłosiernie, a na tym podjeździe wypociłem chyba więcej wody jak w całym wyścigu:) Razem z Viranque wjechaliśmy w czasie 30 minut co oznacza że jeszcze było w nas trochę pokładu siły:) Na szczycie pamiątkowe fotki, chwile potem dojeżdża do nas Grzesiek. Na koniec miłe zaskoczenie bo zaproponowano nam wspólne zdjęcie do gazety "Słowo Sportowe". Tak więc warto było podjechać a przy okazji jeszcze się załapiemy do poniedziałkowej prasy. Na końcu wpisu zamieściłem fotki.

Czas:02:16:17.380 h
Miejsce Open: 39/114 (ogólna liczba startujących)
Miejsce kat.: 12/27
Wszystkie wyniki: http://www.sport-base.cz/v11.html

Dystans: 87.92
Czas: 02:16:17.380 h
AVG: 33.49
MAX SPEED: 64.47
KCAL: 2124
MAX HRT: 182
AVH HRT: 160
STREFY%: HEALTH 5%,FITNESS 74%,POWER 21%

Od lewej nasz lider Mikołaj "Viranque", Marcin "Krzywy", Paweł "Mont Ventoux" :)

Krzywy i Viranque na szczycie Stogu Izerskiego:

Panoramy ze Stogu:





Dane wyjazdu:
42.31 km 0.00 km teren
01:38 h 25.90 km/h:
Maks. pr.:68.35 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: kcal

Lubawka-Przełęcz Okraj-Lubawka

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 0

Na zewnątrz 26 stopni, słońce daje konkretnie a do tego słaby jakże przyjemny wiatr. Tak dziś wygląda pogoda a mój trening-chyba ostatni przed sobotą, był równie spokojny jak wspomniany wiatr. Równe tempo, zero szarpania, bardzo spokojny wjazd na Okraj i zjazd (nie licząc Bukówki z powrotem). Na szczycie zameldowałem się po godzinie i 2 minutach jazdy ze średnią 20k/h. Na zjeździe do rozdroża minąłem najpierw jednego a potem trzech mocno pracujących pod górę kolarzy. Jakież miłe zaskoczenie przeżyłem pomiędzy Miszkowicami a Szczepanowem gdy zobaczyłem grupę bodajże 6-8 kolarzy przed samochodem teamowym. Byli to albo Czesi albo Niemcy ale nie dostrzegłem dokładnie. Po wjeździe na Szczepanów pozwoliłem sobie na szybki zjazd do Bukówki i tutaj przez krótki moment depnąłem do Lubawki. Także od dziś luz maryja, a w sobotę wraz ze znajomymi z bikestatsa i nie tylko... Izerski Tour.

Dystans: 42.31
Czas: 01:38:18 min
AVG: 25.83
MAX SPEED: 68.35
Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
28.26 km 0.00 km teren
00:55 h 30.83 km/h:
Maks. pr.:57.68 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Lekka przejażdżka

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 0

Trasa: Lubawka-Raszów-Lubawka
Dawno nie było takiej pogody jak dziś, aż się prosiło na dłuższy wypad ale nie tym razem. Trasa króciutka bo z Lubawki do Raszowa, łącznie 28km. Nie brałem pulsometru bo nie widziałem takiej potrzeby. Paweł podesłał mi paramtery z komputera odnośnie wczorajszego podjazdu z Peca pod Snezką (wysoki hotel przy zakręcie) na Modre Sedlo p.s. dodałem fotkę z wjazdu na okraj (temat wjazd na okraj 2011):
-700m przewyższenia
-średnia moc: 320 wat
-średnia kadencja: 55
-średni moment obrotowy: 54Nm
-czas: 40min
-dystans: 6500m
-KCAL: 730

Dzisiejsza trasa:
Dystans: 28.26
Czas: 00:55:37 min
AVG: 30.48
MAX SPEED: 57.68
Kategoria ''1-100km''


Dane wyjazdu:
91.32 km 0.00 km teren
04:13 h 21.66 km/h:
Maks. pr.:70.29 km/h
Temperatura:
HR max:173 ( 87%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy:2030 m
Kalorie: 2382 kcal

Modre Sedlo...i wszystko jasne:)

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 6

Nie czekając do środy, postanowiłem przyspieszyć wypad na Modre Sedlo. Pogoda dziś była bardzo dobra tzn nie padało, czasami świeciło slońce, i temperatura dopisała aczkolwiek chłodniejszy dzień jak wczoraj. Do godziny 10 utrzymywała się bardzo duża mgła, więc wraz z kolegę Pawłem ze Starogardu Gd. wyruszyliśmy ok godziny 12 na najwyższy podjazd Czech czyli Modre Sedlo. Ciekaw byłem jego reakcji, a że jest zaprawionym góralem i świetnie sobie radzi na takich podjazdach, dodawało to tylko pikanterii dzisiejszemu treningowi:) Tradycyjnie ruszylem w stronę Przełęczy Kowarskiej i tam już razem jechaliśmy w kierunku Okraju i Peca pod Snezką. Od tego momentu stopniowo jechaliśmy coraz wyżej. Wyższy poziom wspinaczki zaczął się od specyficznego bo wysokiego hotelu w Pecu. Po minięciu kawałka odcinka z kostką brukową zaczął się właściwy podjazd na "Sedlo". Nie muszę mówić że było cholernie ciężko, bo ten podjazd jest bardzo specyficzny. Już na początku mocne nachylenia, później trochę wypłasczeń, nawet króciutki zjazd i znowu sztajfy. Właściwie im dalej tym gorzej. Cały czas trzymaliśmy się razem, ale chwilami to ja jechałem tuż za Pawłem. Widać jak na pierwszy jego wypad na sedlo to radził sobie rewelacyjnie, ale oczywiście zdziwienie tą górą było ogromne. Nawet ja mimo, że wjeżdzam tu któryś raz z kolei nie mogę się nadziwić tej wspinaczce. Tak chyba będzie zawsze bo to prawdziwe "czeskie piekiełko". Po dojechaniu do Vyrovki skręciliśmy w prawo i tu już łagodniejszy podjazd choć w rzeczywistości i tak swoje robi, ale mając w nogach duże nachylenia nie robi on na nas już takiego wrażenia % zaś doceniamy piękno panoramiczne w około. Na szczyscie zdjęcia pamiątkowe ze Śnieżką w tle. Zjazd to już inna opowieść, tu też kilka fotek bo nie wszędzie odważyliśmy się zjeżdać. Ja osobiście dużą część sprowadzałem-klocki już dojechane a rawki były rozgrzane niemiłosiernie(często musiałem je chłodzić w strumieniach wody). Od Peca ponownie udaliśmy się w kierunku Okraju ale żeby było trudniej wybraliśmy moją wersję drugą tego podjazdu. To był 64km i droga na Dolną Małą Upę. Ze szczytu Okraju czekał na nas już tylko zjazd i na rozdrożu każdy pojechał w swoją stronę. Trening mocny, nogi rozruszane po wczorajszej czasówce, a teraz już raczej szanowanie nóg przynajmniej w moim przypadku.

Dystans: 91.39
Czas: 04:13:17 min
AVG: 21.65
MAX SPEED: 70.29
KCAL: 2382
MAX HRT: 173
AVH HRT: 129
STREFY%: HEALTH 35%,FITNESS 22%,POWER 2%

Pec pod Snezką-Modre Sedlo (dane z komputera Pawła)
-700m przewyższenia
-średnia moc: 320 wat
-średnia kadencja: 55
-średni moment obrotowy: 54Nm
-czas: 40min
-dystans: 6500m
-KCAL: 730

MAPKA:





Kategoria ''1-100km''