Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
120.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2120 m
Kalorie: kcal

Maraton Srebrnogórski 2012

Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 4

W słoneczny, sobotni poranek, tuż po godzinie 6 wyruszyłem wraz z Pawłem i Moniką do Srebrnej Góry. Już na miejscu podczas przygotowywania sprzętu, spotkałem Tomka z Bielawy z którym miałem ostatnio przyjemność śmigać w Teplicach a wcześniej w Radkowie. Bardzo szkoda, że nie mógł tego dnia wystartować, ale czasami są siły wyższe i nic na to człowiek nie poradzi. Krótką chwilę udało się pogawędzić a że do startu było już mało czasu szybko ruszyłem na rozgrzewkę która chyba i tak niczego nie wniosła.

Na lini startu ustawiłem się tym razem z przodu, a koło mnie Paweł i nie kto inny jak Mikołaj "Viranque". Start nieco się opóźniał, a gdy już ruszyliśmy rozpoczęło się prawdziwe ściganie na 120km trasie w pełnym skwarze. Dobrze że założyłem koszulkę bez rękawków, bo w czarnym stroju mroza miałbym po wyścigu 3kg mniej. Od startu praktycznie zaczął się podjazd po kostce brukowej. Nogi właściwie nie rozgrzane więc nie jest fajnie ale staram się powolutku przemieszczać bliżej przodu peletonu. Przed twierdzą grupa nieco się rozerwała ale ja nie zamierzałem ich gonić by nie tracić sił. Ze szczytu Srebrnej aż po okolice Nowej Rudy jechało się elegancko z góry. W mojej grupie było chyba z 6-7 kolarzy. W pewnym momencie skręcając w lewo z fajnej szerokiej drogi zauważyłem na poboczu Viranque który złapał kapcia. Co to za pech go ostatnio dopada, że jak nie jedno to drugie. Po czymś takim człowiek nie ma ochoty w ogole jechać dalej ale na szczęście nie poddał się i po wymianie dętki ruszył dalej. W takim momencie normalnie robi się żal człowieka ale co na to poradzić...

Moja grupa powoli zaczynała wjeżdżać na pierwszą Przełęcz tego dnia-Sokolą. Tempo mieliśmy dobre bo w naszym zasięgu jawiła się czołowka. Grupa nasza była już nieco liczniejsza o 4 kolarzy. Nikt jednak nie decydował się na narzucenie jeszcze mocniejszego tempa prócz dwóch pedelare i oni odskoczyli dołączając później do czołówki. Pod Sokolą jechało się bardzo dobrze, nie forsowałem się bo wiedziałem że najgorsze dopiero nadejdzie. Zjazd do Walimia to coś czego nie lubię, zresztą jak każdy zjazd bo tu zawsze tracę. Rozjechaliśmy się nieco ale jak to w górach, podjazd w końcu łączy i zaraz wszyscy podjeżdżaliśmy w tym samym gornie.

Przełęcz Walimska była już trudniejsza od swojej poprzedniczki i w 80% przebiegala po kostce brukowej. Dobre równe tempo i nikt nie odpada-myślę. W końcu osiągneliśmy szczyt a po nim rozpoczął się dłuugi zjazd do Pieszyc. Zgodnie z przewidywaniami straciłem na nim bardzo dużo, i nie było już tak fajnie jak z Rzeczki do Walmia. Tu grupa całkowicie mi odjechała ale gdzieś z przodu dostrzegłem dwóch którzy mieli chyba podobny problem na zjeździe co ja.

W Pieszycach udało się dojechać do mojego peletoniku ale walka o to kosztowała mnie bardzo dużo sił. Wiedziałem jednak, że nie mogę pozwolić na to by mi odjechali bo przed nami był najdłuższy podjazd tego dnia pod Przełęcz Jugowską. Zmęczony gonieniem zakotwiczyłem na tyle peletonu i tak wjeżdzaliśmy 14 km na sam szczyt. Miałem okazję pogadać chwilę z Pawłem Stasiakiem z Interkolu ale potem kolega odpadł a po nim jeszcze jeden. Chwile przed szczytem złapaliśmy gościa który nie utrzymał tempa czołówki. Wreszcie koniec długiego podjazdu, ale to co dalej warto przemilczeć. Fatalny odcinek asfaltu na ok 2km a potem rozjazd dróg. Kilku pojechało na 160km zaś ja i trzech innych na mega czyli 120km.


W takim składzie walczyliśmy praktycznie do końca. Ze zjazdu na rozwidleniu najpierw zawodnik nr "55" z interkolu narzucił szybkie tempo, pozniej zgodnie po zmianach kazdy cos dawal od siebie. Trafilem na podjazd i przy tempie ktore trzymalem nie wytrwal nr 55 i tak zostalismy we trzech czyli ja, nr 49 i nr 216. Pod Przełęcz Woliborską staraliśmy się jechać równo i bez szarpań, tu trzeba przyznać że fajnie się dogadywaliśmy. Tuż przed szczytem miła niespodzianka w postaci szerokiego napisu na asfalcie "krzywy" jak i "viranqe" :) Tomek, dałeś czadu a motywacja od razu mi skoczyla wyżej:) Nasza trójka zgodnie stwierdzila że zatrzymujemy sie na chwile przy bufecie. Bidony napełniamy, pożywkę bierzemy i dalej w drogę. Tu ponownie dołącza do nas gosciu z Interkolu z nr 55. Troche niepotrzebnie tak szarpie bo w koncu znowu go zostawiamy i więcej go już nie spotykamy. Na ok 90 km poczułem pierwszy raz skrócz w prawej nodze. Stopniowo sie nasilał a potem o dziwo puszczał. Najważniejsze, że przed Srebrną Górą jakby wyczuł moje myśli "tylko nie teraz".

Rozpoczął się ostatni trudny podjazd w stronę mety. Chwile jechaliśmy we trzech a potem postanowilem trochę podkręcić tempo. Koledzy- "49" z Głuchołazów i "216" z Łodzi zostali z tyłu więc walczyłem z tą górą w pojedynkę. Nie było tak źle jakbym przypuszczał ale przy skręcie w prawo w kierunku twierdzy znowu krótka sztajfa i walka z podjazdem. W połowie tego podjazdu wyprzedziłem innego rywala i zastanawialem się ile jeszcze do końcowej kreski. W końcu dostrzegłem cyfrowy wyświetlacz i wbiłem zębatkę niżej. Do mety dojechałem z 9 czasem Open i 7 w kategorii. Pech chciał że było ich tak licznie przede mną bo przy odrobinie szczęścia kto wie jakby się to skonczylo. Spodziewałem się niższego miejsca więc ałkowite pozytywne zaskoczenie na koniec i jak najbardziej uradowana mina krzywego.

Maraton Srebrnogórski zaliczony, impreza świetna, góry i jeszcze raz góry więc czego chcieć więcej. Organizacja bardzo dobra, a jedyny minus to bufety których przy tym skwarze było stanowczo za mało. Debiutancki udział w Srebrnej Górze dobiegł końca, teraz pora na wymuszoną dłuższą przerwę, a najbliższy wyścig to "Klasyk Kłodzki".

Wyniki
Miejsce Open: 9/72
Miejsce kategoria: 7/25
Czas: 04:11:31
AVG:28.27km/h
Max prędkość: 73.92

MAPA:


Paweł Kochel (po lewej) i ja:


Viranque,Krzywy,Montventoux:


Krzywy zmierza do mety:



Komentarze
krzywy
| 13:40 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj dzięki chłopaki, szkoda że nie pudło ;) żartuję. Szczerze powiedziawszy było bardzo dobrze bo nawet 9 miejsca się nie spodziewałem. Szansa na pociągnięcie była ale nie zawalczyłem by dołączyć do czołowej grupy. Ciesze się z tego co jest bo wyścig był przedni, a jedyny minus to ten bufet. Pozdrowienia również dla rodzinki, a za rok będziemy jeszcze mocniejsi z tobą Tomku włącznie:)
Tomek | 06:20 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Gratulacje wyniku Marcin !!! Naprawdę spisałeś się bardzo dobrze, tym bardziej, że trasa była naprawdę trudna. Fotki postaram Ci się podesłać jak najszybciej. Masz też pozdrowienia i "gratki" od mojej żony no i największego kibica kolarstwa - mojego syna Filipa :)
Za rok, jak napisał Mikołaj na pewno staniecie na pudle - czego Wam życzę.
Virenque
| 21:19 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Gratulacje, przynajmniej u Ciebie było więcej szczęścia, ja jestem prawie pewien że powalczyłbym o pudło, no ale cóż, takie życie ;) Grunt, że nadgarstek cały i tylko mocno obity...
Przez te wszystkie ekscesy zapomniałem u siebie w relacji wspomnieć o napisie na asfalcie. Tomek dzięki wielkie jak to czytasz, bo mi też od razu motywacja skoczyła do góry :)

Za rok będziemy razem na pudle... a co !! :)
Flanelos
| 13:45 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Ta koncówka patrząc na mapę musiała przypominać Escorial z Vuelty! Imponująca trasa i imponujący wynik. Gratulacje za formę!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kinie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]