Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

''101-200km''

Dystans całkowity:4343.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:49:26
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:76.59 km/h
Suma podjazdów:49830 m
Maks. tętno maksymalne:185 (93 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:34247 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:124.11 km i 4h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
150.08 km 0.00 km teren
05:37 h 26.72 km/h:
Maks. pr.:66.41 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 93%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy:2240 m
Kalorie: 3815 kcal

Walim-Jugowice-Sokolec, czyli mocno i konkretnie.

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 23.07.2011 | Komentarze 2

Na temat dzisiejszego etapu mogę powiedzieć, że było wszystko-ściganie, walka, piękne góry i przełęcze, pogoda...tak bo nie padało, chociaż wiatr mogę uznać za jedyny minus. Na trasę wyruszałem o 10:40. Minąłem Chełmsko Śląskie i dalej drogą w górę aż do Łącznej, gdzie spotkałem się z Grześkiem i dalszą trasę jechaliśmy już we dwóch. Do Walimia od strony Strzegomia miał dojechać Edek więc ekipa już konkretna. Mieroszów mijamy spokojnie ale zauważamy dwóch kolarzy więc próbujemy usiąść na kole. Tempo niezłe, 35km/h, ale koledzy niechętni do zmian więc narzucamy konkretne tempo. Do skrętu na Rybnicę Leśną trzymają się dzielnie i tu nasze drogi się rozstają. Dalej jedziemy w miarę spokojnie zważywszy na fatalny stan drogi w tym miejscu. Niestety tak jest prawie do samej Głuszycy no ale trudno, trzeba jechać i tak dojeżdżamy do wspomnianego miasta. W przeciągu krótkiej chwili jesteśmy już przy Jedlinie Zdrój. Asfalt miodzio, jedzie się dobrze i ciągniemy w kierunku Jugowic. Od tego momentu jesteśmy już w trzy osobowej grupce. Droga zaczyna się wznosić stopniowo do góry, i tak drałujemy do Walimia i tu jedziemy już trasą zgodną z 4 etapem grodów piastowskich. Zaczyna się kostka brukowa, nie jest fajnie bo kto lubi kostkę no ale cóż jakoś trzeba jechać. Dostrzegamy dwóch kolarzy którzy są gdzieś 200m od nas a więc zaczyna się robić ciekawie. Jak się okazuję, trenuje tu dwóch zawodników z Oławy. Tym razem i oni widzą nas i zaczyna się zabawa. Młody koleszko narzuca bardzo mocne tempo, a drugi z nich próbuje siąść mu na kole. Z naszej grupy pierwszy poszedł Edek, trzeba przyznać cholernie mocny facet jak na swój wiek, zresztą to prawdziwy harpagan. My z Grześkiem zwiększamy tempo ale dwójka z oławy nie odpuszcza. W końcu starszy z nich nie daje rady i odpada, dojeżdza do niego Edek a potem my. Trochę się wypompował Oławianin i zostaje już za nami, zaś młody kręci jak szalony. Edek próbuje doskoczyć ale już do samej premi górskiej przegrywa z młodym o kilkanaście sekund. My widząc co się dzieje, odpuszczamy pościg za nimi bo przed nami jeszcze dwie przełęcze i powrót do domu:) Dojeżdżam jako trzeci, a zaraz za mną Grzesiek. Starszy oławianin zdecydowanie odpadł. Czekamy chwile na niego i wspólny zjazd do Pieszyc. Tu przoduje "starszy" i chociaż nikt nie zamierza się ścigać na zjeździe to jednak jedziemy konkretnie szybko. Na jednym z ostrych zakrętów nie wyrabiam i jadę prosto pas zieleni i drzewa...uf udaje się utrzymać na rowerze i uniknąć spotkania z samochodem. Dalej już ostrożniej i tak do Pieszyc. Koledzy z Oławy mają gdzieś niedaleko samochód więc już wiemy że długo razem nie pojedziemy. Od Pieszyc zaczyna się najfajniejszy i najdłuższy podjazd po super drodze. Ruszam ja, "młody" i Edek. Grzesiek zostaje ze "starszym", ale to chyba głownie żeby oszczędzić siły. Po kilku minutach wcześniej wspomniani dołączają...widać kontrolowali sytuacje:) Chwile potem żegnamy się z "Oławą" i dalej ciągniemy w górę we trzech w swoim składzie. Niezłe tempo, harpagany i długi podjazd, to jest to czego brakowało. Trzymamy 20,21km/h i ciśniemy zmianami. Muszę przyznać że dawno tak nie trenowałem i sądziłem że coś się zacznie u nas kruszyć ale to było mylne przypuszczenie. W końcowej fazie podjazdu kiedy nasze heart rate było wysokie i tuż przed samą kreską odskoczył Edek. Szkoda, że się nie dogadaliśmy co do tej premii górskiej na Przełęczy Jugowskiej:) Kolejny zjazd i znowu wspinaczka tym razem Przełęcz Sokola. Znowu dobre tempo, i nic się złego nie dzieje. Stosunkowo krótki podjazd porównując do poprzednich ale wcale nie łatwiejszy bo też swoje robi. Od miejscowośći Sokolec zaczyna się trudniej i tuż przed zakrętem narzucam mocniejsze tempo. Nikt za mną nie poszedł ale ok sobie myślę. Po chwili słyszę któregoś z kompanów na kole. Edek...no nic poczekamy chwile i na 500m przed premią górską postanawiam depnąć. Udaje mi się dojechać na szczyt, później Edziu i Grzesiek. Gitara bym rzekł:) Niestety przełęcze się już skończyły i od Rzeczki mamy długi zjazd do Walimia. Dalej kierujemy się na Wałbrzych, gdzie żegnamy Edka i już we dwóch obieramy kierunek Szczawno Zdrój i ostatni z trudniejszych tego dnia podjazdów pod Lubomin-Jabłów. Trzymamy tempo 15km/h i wreszcie na szczycie. Zjazd do Jabłowa i przez Czarny Bór do Kamiennej Góry. Do Kamiennej dobre tempo bo nei schodzimy poniżej 35/h oczywiście na prostszych odcinkach. W Kamiennej żegnam Grześka i dalej wędruje sam do swojej mety która tradycyjnie jest w Lubawce:) Dzisiejszy wypad był przedni, szkoda że tak rzadko możemy razem pośmigać. Trasa rewelacyjna i godna polecenia każdemu kto lubi góry. Trochę jestem padnięty...:]

Dystans: 150.08km
Czas: 5:37:19
AVG: 25.78
MAX SPEED: 66.41
KCAL: 3815
MAX HRT: 185
AVH HRT: 138
STREFY%: HEALTH 28%,FITNESS 32%,POWER 8%


Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
109.69 km 0.00 km teren
03:36 h 30.47 km/h:
Maks. pr.:61.56 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 86%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy:930 m
Kalorie: 2626 kcal

Pecka

Wtorek, 19 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Trasa: Lubawka-Trutnov-Pilnikov-Mostek-PECKA-Horka u Stare Paky-Nove Zamky-Trutnov-Lubawka
Dziś przyszedł czas na czeskie trasy. Jako punkt trasy obrałem sobie małą mieścinkę o nazwie Pecka. W tym roku jestem tu po raz drugi i myślę że jeszcze tu kilka razy zajadę:) Podoba mi się to miejsce dlatego zrobiłem kila fotek z niedalekiej odległości. Ogólnie etap łagodny, co pozwoliło mi trochę rozwinąć prędkość a przy tym i średnia lepsza. Do wioski Nove Zamky luzik a od niej już trochę trzeba było się pomęczyć i tak do miejscowości Mostek a póżniej wspomniana Pecka. Tam nieco się zdezorientowałem jak dalej jechać. Oznaczenia były kiepskie dlatego zagadałem z jakimś pepikiem. Po chwili zjazdu, kiedy myślałem że droga jest ok pojawiły się dwa kierunki...w dół i do góry. Wybrałem drogę w górę bo lepiej w razie czego potem zjechać:) Dla pewności zagadałem jeszcze z pepikową i okazało się że git. Dalej droga wiodła w górę i tak aż do Horky. Kolejna część etapu to spokojny zjazd w kierunku Pilnikova. Myślałem w tym miejscu czy jechać na Babi i Zacler czy może wrócić tą samą. Postanowiłem nie kombinować i wróciłem tą samą drogą do domu. Trening przyzwoity, w końcu przekroczyłem liczbę 100 na liczniku. W tym roku zrobiłem to raptem 3 razy wliczają maraton w Jeleniej. Moje dzienne dystanse nie są może długie, bo głównie sięgają 80km, to jednak większość robię w mocnym tempie. Czy to dobrze, tego nie wiem. Najważniejsze żeby jazda sprawiała radość i tak traktuję swoje wypady. W tym tygodniu w planach jeszcze Walim i tutejsze przełęcze ale to pewnie na weekend. Za tydzień klasyk kłodzki. Ciekawe czy noga będzie podawała czy może wyjdzie z tego kicha...:) p.s. zmieniłem nieco trzy strefy pulsu na podstawie danych ze spiningu.

Dystans: 109.69km
Czas: 3:36:51
AVG: 30.35
MAX SPEED: 61.56
KCAL: 2626
MAX HRT: 171
AVH HRT: 144
STREFY%: HEALTH 44%,FITNESS 44%,POWER 1%

MAPKA:
ZDJĘCIA PECKI:




Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
102.93 km 0.00 km teren
03:20 h 30.88 km/h:
Maks. pr.:63.02 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 89%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: 2592 kcal

Płasko-Górsko...

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 10.07.2011 | Komentarze 0

Trasa: Lubawka-Bolków-Wiadrów-Dobromierz-Szczawno Zdrój-Jabłów-Kamienna Góra-Lubawka
Dzisiejszy wypad to czysty przypadek. Po tym co działo się w nocy a mam tu na myśli wielkie burze i ulewy, nie sądziłem że będzie szansa na trening. Cóż...o 7 rano nagle inny świat. Niemal bezchmurne niebo nastawiło mnie optymistycznie, nawet mimo mokrego chodnika przed oknem;) Trasę obmyśliłem w ciągu kilku minut poczym zebrałem się i go go go. Zaplanowałem dziś sobie wyjazd na płaszczyzny, chociaż przez dobry moment z zakończeniem typowo górskim. Pogoda dopisała chociaż im dłużej na rowerze tym bardziej było parno i męcząco. Mimo to zaaplikowałem sobie ciekawą trasę, która w niektórych momentach prowadziła tak samo jak jeden z tegorocznych etapów wyścigu Bałtyk-Karkonosze. Od Dobromierza zaczęły się górki. Trasy na Szczawno Zdrój są niezłe, dużo hopek, czasami krótkie ale strome podjazdy. Droga na Jabłów to już dłuższy podjazd, akurat tutaj napotkałem kolarza w stroju US Postal, jak się okazało mieszkańca pobliskiego Wałbrzycha. Pod górę miałem dobre tempo, sądziłem że trochę pohasamy no ale jakoś nie wyszło:) Wjechaliśmy więc razem na szczyt a potem się grzecznie pożegnaliśmy. Dalsza część drogi to długie proste w stronę Kamiennej Góry z której miałem już 12 km do domu. Jak na złość, na obwodnicy wiatr nie pomagał ale jakoś się przeleciało ten odcinek i zawitałem na mecie.

Dystans: 102,93km
Czas: 3:20:00
AVG: 30,88
KCAL: 2592
MAX HRT: 176
AVH HRT: 148
STREFY%: HEALTH 20%,FITNESS 53%,POWER 27%

MAPKA:
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
117.79 km 0.00 km teren
04:00 h 29.45 km/h:
Maks. pr.:59.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Atak na Cerveny Kostelec

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 1

Środowy poranek zapowiadał się świetnie. Bezchmurne niebo, i jeszcze nie za wysoka temperatura sprzyjały dłuższemu wypadowi. Tak też się stało bo za punkt trasy obrałem sobie Cerveny Kostelec. Bardzo specyficzna miejscowość z pięknym jak sama nazwa mówi czerwonym kościołem w środku miasta. Początkowy etap trasy stopniowo z górki do pierwszej górki w Bernarticach. Jako że świerze siły to pokonana w dobrym tempie a później dalej zjazd. Kiedy myślałem że fajnie bujne się do Trutnova to pepiki postanowili łatać i tak rewelacyjny w stosunku do nas asfalt. Na jednym z zakrętów nieco mnie wyrzuciło ale na całe szczęście nic nie jechało. Koleś jadący autem za mną był o dziwo cierpliwy i pozwolił mi panować na środku szosy:) Później już było git i na wlocie do Trutnova skręciłem w lewo do drogi głównej kierującej na punkt trasy. Od skraju Trutnova do samych Upic jechało się rewelacyjnie szybko. Prędkość nie schodziła poniżej 35km/h, a nogi póki co dawały rade trzymać długi czas ostre tempo. Na szczęście przez jakiś moment, wzdłuż mojej trasy płynęła rzeka co chłodziło "wstępną patelnie" czyli żar z nieba. Minąłem spokojne Upice i zaczął się podjazd. Nie jest to może Przełęcz Rędzińska czy Splinderowy Mlyn ze sporym nachyleniem, ale ciągnący się podjazd. Do Cervonego Kostelca dojechałem o dobrym czasie chociaż miał on dla mnie trzeciorzędne znaczenie. Chwila postoju w celu zrobienia fotki Kościoła i dalej w góre. Tradycyjnie na skraju miasta czekało spore wzniesienie na krótkim odcinku. O dziwo dało w kość a dodatkowo ta patelnia z nieba...Później już tylko zjazd serpentynami do ładnej wioseczki Bystre a po niej czekał już Starkov. Mówią że cudze chwalicie a swego nie znacie...ja jednak zawsze będe podkreślał (albo chociaż narazie) że Czesi mają rewelacyjne tereny do uprawiania kolarstwa. Asfalt jest o niebo lepszy od naszego, wszędzie wszystko zadbane a te małe wioseczki górują niejednokrotnie od naszych mniejszych miast...Starkov to wioska u stup okolicznych gór, piękna okoliczna zieleń powoduje że aż chce się tu zostać na dłuższą chwilę. Wioske w niedalekiej okolicy sąsiaduje z Adrspach i Teplicami nad Metują gdzie właśnie dalej zmierzałem. Ponownie czekały na mnie serpentynki w terenei otwartym a potem lesie. Dalej jechało się już ładnie z góry i po pagórkowatym terenie. Przekroczenie granicy wstępnie planowałem w Starostinie ale ostatecznie wybrałem Zdonov. Po stronie polskiej pojawił się Mieroszów z którego ruszyłem na moją rodzinną Kamienna Górę. Na trasie już był niezły upał i zmęczenie też było spore. Zapas bidonów powoli się kończył ale jeszcze zaliczyłem premie górską w Raszowie ;) z którego pocisłem do domu czyli Lubawki. Ogólnie było fajnie, tradycyjnie sam, bez kompani braci bo czasy kiedy jeździliśmy w większym gronie raczej bezpowrotnie minęły. Na weekend planuje kolejny wypad w Czechy ale może tym razem z Grześkiem o ile przyjedzie z Wrocławia. Zobaczymy...

Dane z licznika:
Dystans: 117.79km
Czas: 4:00:31h
AVG: 29.38 km/h
MAX S: 59.62km/h
MAPKA:



Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
140.22 km 0.00 km teren
04:58 h 28.23 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Liczyrzepa - edycja 2

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 2

Klasyfikacja generalna(rower szosowy, dystans mega):
Miejsce: 38
Miejsce w kategorii: 12
Czas:04:58:17h

Na spokojnie, po zakończeniu zawodów nasze trio z grupy startowej:)
Od lewej Grzesiek Urbanik (kolega z Kamiennej Góry), Mariusz Wojtczak (Zielona Góra) i ja:)


Maraton konkretny, na pewno wystartuje tu za rok. Tegoroczny był moim debiutem w tej imprezie. Bardzo sobie chwale tutejsze górki. Kapela to niezly podjazd ale na tym etapie najtrudniejsze były trzy ostatnie z kulminacją pod Przesiekę. Wynik w pełni mnie satysfakcjonuje bo pojechałem tyle ile mogłem. Niemal od początku nasza bardzo nieliczna grupka 5 osób zmniejszyła się do 3 i tak cały niemal etap pracowaliśmy razem. Dopiero od Piechowic stopniowo zaczęliśmy się rozdzielać. Najpierw Grzesiu musiał się zatrzymać by napełnić bidony przy jednym ze strumieni. Ja wraz drugim kolegą postanowiliśmy jechać dalej mimo iż u nas tak samo wiało pustkami. Mimo dobrych chęci greg (05:03:30h) nie dojechał choć był blisko:) Z perspektywy czasu oceniam że za ostro pojechałem na początku maratonu. To się odbiło na ostatnich podjazdach. Z góry szło bardzo dobrze ale każde kolejne wzniesienie nie pozwalało mi dojść do Mariusza(4:56:15h).