Krótko w cyfrach...

IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krzywy.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

''101-200km''

Dystans całkowity:4343.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:49:26
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:76.59 km/h
Suma podjazdów:49830 m
Maks. tętno maksymalne:185 (93 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:34247 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:124.11 km i 4h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
138.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2250 m
Kalorie: kcal

Szlakiem Grodów Piastowskich czyli trening w Górach Sowich

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 2

Na ten weekend plan był jeden. Zrobić trening na konkretnym dystansie i po górach ale tam gdzie jeszcze w tym roku nie byłem. Wybór padł na Góry Sowie i tutejsze przełęcze - Walimska,Jugowska i Sokola. Z zaplanowanej trasy wyszło że będzie trudno i w realu tak też było. Od rana na niebie piękne słońce ale przy tym spory wiatr. Pomimo tego że nieco przeszkadzał na otwartych odcinkach to w ten ciepły dzień był jak znalazł. W czasie 25 minut wjechałem na Przełęcz Strażnicze Naroże po czym miałem kawałek zjazdu a potem spokojniutki podjazd co raczej potraktuje jako wypłaszczenie i tak aż do skrętu na Rybnice Leśną. Dalej to niezbyt przyjemna jazda w kierunku Głuszycy ale kiedy już do niej dojechałem, asfalt był bardzo dobry i skierowałem się na Walim. Od Jugowic zaczeło się to na co czekałem czyli pierwszy podjazd. Wjechałem do Walimia i ruszyłem po kostce brukowej w kierunku Przełęczy Walimskiej. Niestety tego typu nawierzchnia trwała dość długo a kiedy się skończyła to nawet nie wiedziałem kiedy - chyba z przyzwyczajenia? ;) Na pierwszym zakręcie tego podjazdu mijałem pomnik upamiętniający Janusza Kuliga, znanego kierowce rajdowego. Nawet ulica którą jechałem była nazwana jego imieniem. Po wjechaniu na szczyt zobaczyłem kilku kolarzy którzy przygotowywali rowery na tutejszym parkingu. Zjazd całkiem fajny ale kręty, a w końcowej jego fazie jechałem ponownie po kostce brukowej. W okolicach Pieszyc minąłem się z liczną grupą kolarską która chyba przyjechała tu na jakieś zgrupowanie. Od tego momentu zaczał się długi bo ok 13 km podjazd pod Przełęcz Jugowską. Tu należy pochwalić bardzo dobrą jakość asfaltu. Ze szczytu tej przełęczy w początkowej fazie trochę kiepska nawierzchnia (do gruszeczki to jej daleko) a potem już ok. Minowszy połowę zjazdu zatrzymałem się by zrobić fotkę gdyż panorama tych okolic jest niesamowita. Nie minęła chwila a przede mną pojawił się kolejny podjazd tym razem pod Przełęcz Sokolą. Ten był najkrótszy ale ze względu na przejechane prawie 80km nie było łatwo. Znalazłem w tym miejscu alternatywną drogę na sczyt tej przełęczy-bardzo duże podobienstwo do drogi głodu od Kowar. Asfalt tam był nowiuteńki i troche żałowałem że nie dostrzegłem tego wariantu na początku. Po pojawieniu się w Rzeczce miałem jeszcze sporo km do domu więc zbliżający się zjazd był przyjemnością bo mogłem trochę odpocząć. Nie chciałem wracać ponownie przez Głuszyce więc skierowałem się na Wałbrzych gdzie przy okazji trafiłem na zawody MTb ale na szczęście nie przeszkadzaliśmy sobie:) Ostatnia faza etapu to kierunek Golińsk czyli docelowo Mieroszów a potem ponownie Przełęcz Strażnicze Naroże i Lubawka. Solidna trasa zaliczona, a jeszcze załapałem się czasowo na spowiedź gdyż jutro komunia:) Dziś finał LM: Chelsea-Bayern, więc kto jest za Angolami niech naciśnie przycisk i podniesie ręke. Champione, champione, champione Chelsea!
MAPA:

Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
106.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1790 m
Kalorie: kcal

Treningowo w Podgórzynie z Virenque

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 2

Kolejny dzień z piekiełkiem w tle czyli skwar z nieba. Choć wczoraj w Lubawce poszła ostra pompa deszczu to nie trwała jednak długo. Na trening wybrałem się tuż przed 9 a ugadany byłem z Viranque w Podgórzynie koło stacji na godzinę 10. Musiałem więc jechać w miare szybko i tak do rozdroża na Okraj dojechałem w równe 40 minut a koło stacji paliw w umówionym punkcie stawiłem się tuż po 10. Okazja do wspólnego aczkolowiek w miare spokojnego treningu z nizinnym pogromcą zdarza się rzadko:) Była więc okazja przetrzeć tutejsze górki i trochę pogadać. Pech nie ominął Viranque na podjeździe w kierunku Borowic bo trafił się kapeć ale pozostałą część trasy na szczęście zaliczyliśmy bez kłopotu. Mikołaj miał okazje potrenować kilka tempówek więc mogłem sobie popatrzeć jak mi odjeżdża;) Tak było do podnóża Przełęczy Karkonoskiej gdzie czekał na nas już zjazd, w kierunku Przesieki i Podgórzyna. Stamtąd ponownie polecieliśmy koło zbiornika i w prawo na Sosnówkę a dalej w górę i tak aż do Karpacza. Nieopodal kościółka Wang pożengaliśmy się i każdy udał się w swoją stronę. Karpacz o tej porze nie należy do przyjemnych miejsc gdyż trzeba się trochę przeciskać pomiędzy dużą ilością samochodów. Nie było tragedii, nie mniej jednak ktoś o rejestracji KR użył spryskiwacza w moim kierunku więc nie ma co komentować takiego zachowania tych ludzi. Będąc już w Kowarach zastanawiałem się dosłownie przez chwile czy jeszcze nie pojechać drogą głodu ale ostatecznie ochrona przed słońcem i oszczędzanie nóg dały mi podpowiedź aby pojechać normalną, główną drogą w kierunku Przełęczy Kowarskiej. Na koniec pozostało jeszcze rozdroże na Okraj i długi lecz bardzo wietrzny zjazd do Miszkowic gdzie koło zbiornika Bukówką czekał na mnie ostatni podjazd pod Szczepanów (przypomina trochę ten z Trzebnicy ale jest dużo dłuższy) Wreszcie znak Lubawka i koniec treningu a teraz zasłużony odpoczynek. Za oknem zaczyna się chmurzyć, w Wałbrzychu już pada więc może i do nas na chwile ten deszcz zawita.
MAPA:
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
104.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:960 m
Kalorie: kcal

Lubawka-Mieroszów-Tłumaczów-Radków-Bozanov-Broumov-Lubawka

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 30.04.2012 | Komentarze 3

Pomyślałem dziś o dwóch trasach, mianowicie wypadzie do Pecki albo Radkowa. Niemal pewny był trening do Pecki ale ostatecznie zmieniłem zdanie i po chyba 6 latach (matko i córko...)powróciłem na stare trasy czyli Radków. Od samego rana piekiełko z nieba, ale na szczęście był też delikatny wiaterek. Granice czeską przekroczyłem w Golińsku ale przedtem musiałem uporać się z podjazdem za Chełmskiem Śląskim. Dalej było już lżej i tak aż do Tłumaczowa gdzie powolutku zaczeło się robić więcej góreczek. Do celu jakim był dziś Radków miałem 6 km ale zdecydowałem się pojechać dalej przez Ścinawkę Górną i Średnią. W samym Radkowie zrobiłem sobie chwile postoju na rynku przy fontannie. Później jadąc bardzo dobrym asfaltem przekroczyłem granicę i pojawiłem się w Bozanovie. Nie muszę dodawać że widok z tych okolic jest bardzo ładny. Góry Stołowe itp...zresztą zrobiłem fotki. Dalej nie komplikowałem sobie już trasy i wróciłem tą samą drogą od Broumova. Tuż przed skrętem na Łączną miłe zaskoczenie bo zadzownił Viranque. Kilka minut pogawędki i heja w kierunku Przełęczy Strażnicze Naroże. Wreszcie mogłem wybrać się trochę dalej a przy okazji przekroczyłem stówkę co zdarzyło się po raz pierwszy nie licząc...Trzebnicy:)

MAPA:



Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
150.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

VI TRZEBNICKI MARATON ROWEROWY

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 5

Godzina 4, minut 30 i trzeba wstawać bo za kilka godzin debiutancki udział w 6 edycji Maratonu Trzebnickiego. Od samego rana piękna pogoda więc czego chcieć więcej. Do Trzebnicy wyruszyłem z księdzem Aleksandrem także wsparcie duchowe miałem przez cały czas;) Pozatym ksiądz Olek użyczył mi swoich przeciw słonecznych okularów gdyż moje kolarskie zostawiłem na komodzie w domu. Po drodze spotkaliśmy się z Moniką i Pawłem którzy również jechali tą samą trasą. Pomijąjąc przyjazd na miejsce i czysto organizacyjne przygotowanie do startu nastawienie było pozytywne. Grupy startowej z którą przyszło mi jechać nie znałem, zresztą moja znajomość w tym aspekcie i tak jest bardzo skromna bo ogranicza się conajwyżej do znajomych z bikestatsa czyli 5 osób:) Z tego co zdążyłem się zorientować w mojej grupie to gościu z numerem 144 był wart uwagi. Nie mogłem jednak narzekać na tempo bo od początku było bardzo dobre. Stopniowo nasza grupa zaczełą się sypać i tak niczym pociąg TGV doszła nas inna więc szkoda było nie skorzystać. Popełniłem jednak błąd bo trzeba mierzyć siły w zamiary więc długo tak nie pociągłem. Odpuściłem gdyż przede mną było jeszcze mnóstwo km. W końcu 3 osoby z mojej właściwej grupy dojechały i dalej jechaliśmy już razem. Wszystko zmieniło się na pierwszej strefie bufetu kiedy zjechałem po butelkę wody. Plusem tego był fakt, że miałem zapas na później a minus jak wiadomo utrata fajnie jadącej grupki. Spory odcinek jechałem sam ale wiedziałem że wcześniej czy później dojdzie mnie kolejny "pociąg" i tak też się stało. Nie pamiętam który to był km bo nie skupiałem się na tym. Jechało się jednak świetnie, a grupa była dobrze zorganizowana bo każdy z nas dawał zmiany. Nie muszę jednak mówić że takie tempo musi mieć też swoje ofiary. 4 ludzi w tym ja nie dało rady tak dalej trzymać i odpuściliśmy. Niedługo potem 2 gości zjechało do "pit stopu" a ja zaryzykowałem i pojechałem dalej. Zaczekałem na gościa z nr 99 i jechaliśmy we dwóch na zmiany. Za długo to jednak nie trwało bo zacząłem mieć kryzys więc powiedziałem adios. Ok 100 km wiedziałem już że będzie mi cholernie ciężko dalej utrzymać solidne tempo. Nie czułem żadnych bóli mięśni czy skurczy co oczywiście cieszy, lecz fakt jakby ktoś odciął ci dopływ paliwa jest niesamowicie wkurzający. Od początku wiedziałem że 150 km to dla mnie jezcze za dużo nawet na takim etapie. Od początku roku do dnia wczorajszego zrobiłem 890 km a najdluzszy etap jaki zaliczyłęm nie przekroczył 100km, więc nie miałem też podstaw by dobrze zaszaleć na tym dystansie. Mimo to suma sumarum było ok i dałem rade. To mnie bardzo cieszy choć jak wspomniałem odcięcie gazu w nogach jest masakrycznie wkurzające:) Czekałem jeszcze na najtrudniejsze wzniesienie tego maratonu. Przyznam że wyglądało bardzo fajnie, asfalt rewelacja ale też było stosunkowo krótkie. Nie oszczędziłem na nim swoich sił i pojechałem ile jeszcze mogłem. Według statystyk zrobiłem 36 czas na 391 ludzi więc na tym kilometrze i przy tych siłach gitara. Dalej wiodło się jak wiodło, nie kontrolowałem KM bo tylko mnie to drażniło:) Słońce piekło niesamowicie a zapas wody się skończył a to też zrobiło swoje. Po przekroczeniu mety czułem ulgę że to już koniec bo naprawdę dostałem ostro w dupę. Maraton super, trasa bardzo fajna, pierwsza na nizinnych terenach choć pagórków nie brakowalo;) O Gruszeczce nie pisze bo nie ma oczym. Maraton oceniam bardzo dobrze i jeśli tylko będę mógł, to za rok zawitam tu ponownie. Za tydzień kolejny debiutancki maraton czyli Klasyk Radkowski. Na pewno będzie się działo!

Dystans: 150km
Czas: 04:40:13 min
AVG: 32.13
MAX SPEED: 58.34
KATEGORIA OPEN: 60/304
KATEGORIA M3: 21/72

META VOLANTE:)


Dane wyjazdu:
115.10 km 0.00 km teren
04:16 h 26.98 km/h:
Maks. pr.:66.41 km/h
Temperatura:
HR max:177 ( 89%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:1050 m
Kalorie: 2639 kcal

Sobota treningowa->Mieroszów-Szczawno Zdrój-Chwaliszów-Bolków

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 24.09.2011 | Komentarze 2

Miłe uczucie gdy wstajesz rano i widzisz za oknem bezchmurne niebo. Takie chwile pięknego poranka napawają optymizmem człowieka na cały dzień i dziś tak właśnie było. Wstałem i zabrałem się za drobne porządki w domu po których przyszedł czas na rozmyślanie na temat trasy dzisiejszego wypadu. Paweł niestety dziś nie mógł jechać, ale na horynozcie zawitał nowy człowiek z którym jeszcze nie miałem okazji trenować-Rafał:) Zgadaliśmy się więc w Krzeszowie i ruszyliśmy na ustaloną traskę. Założyliśmy na początku, że pojedziemy spokojnie i tak też było, przez co mogliśmy podyskutować. Zaliczyliśmy ok 50km fajnej traski, a ja ciesze się że mogłem pokazać Rafałowi coś nowego. Właściwie nawet nie wiedzieliśmy jak to szybko zleciało a już byliśmy w Czarnym Borze. Tu nasze drogi się rozstały-Rafał skierował się na Kamienną Górę a ja obrałem kierunek Wałbrzych-Strzegom. Tam byłem też ugadany z harpaganem Edkiem, pogromcą młodych i starym morusem jak zwykł siebie nazywać;) Tu muszę od razu napisać że ten stary morus to prawdziwa maszynka do likwidowania ucieczek jak i niepozorny twardy góral. Super że można z takim gościem potrenować na szosie jak równy z równym mimo znacznej różnicy wiekowej między nami. Nim jednek spotkałem się z Edim musiałem pokonać Jabłów a następnie Szczawno Zdrój i dojechać do Chwaliszowa. Tam prawie idealnie się spikneliśmy i dalej ruszyliśmy na Dobromierz i Kłaczyne. Z Edkiem nie da się nudzić, i zawsze człowieka czymś zaskoczy jak chociażby depnięciem i utrzymaniem na długim odcinku 48 km/h(lekko pod wiatr!) na prostej koło Kłaczyny. Na szczęście dla niego to też koniec sezonu więc nie wariowaliśmy;) Dalsza trasa to tak jak i z Rafałem, dyskusje itp. i tak dojechaliśmy do Bolkowa, tu na chwile przystaneliśmy i dalej w stronę Kamiennej Góry. Pożegnaliśmy się w Dębrzniku i tak każdy pojechał w swoją stronę. Dziś spory dystans jak na moje ostatnie wypady, było spokojnie i mocno, ale bez większych szaleństw. Znalazłem idealne miejsce do trenowania sprintów itp. W Domanowie o mało nie potrącił mnie autobus bo kierowcy z Czech zachciało się pod górę wyprzedzać a tu nagle pojawiło się inne auto jadące z góry...Do wtorku zapowiadają ładną pogodę, trzeba więc korzystać póki nie spadł jeszcze zapowiadany PAŹDZIERNIKOWY śnieg :)

Dystans: 115.10
Czas: 04:16:26 min
AVG: 26.93
MAX SPEED: 66.41
KCAL: 2639
MAX HRT: 177
AVH HRT: 131
STREFY%: HEALTH 32%,FITNESS 23%,POWER 2%

MAPKA:
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
156.05 km 0.00 km teren
05:36 h 27.87 km/h:
Maks. pr.:57.68 km/h
Temperatura:
HR max:175 ( 88%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy:1690 m
Kalorie: 3962 kcal

Rekonesans tegorocznego Sudety Tour

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 10.09.2011 | Komentarze 1

Gdy wstałem o 7 rano pierwsze co to spojrzałem za okno jak tam pogoda. Nie było pięknie bo szaro ale co najważniejsze szosa sucha. Dzisiejszego dnia postanowiłem zrobić sobie rekonesans tegoroczego wyścigu Sudety Tour. Ubrałem się ciepło a nawet za ciepło tyle że słońca praktycznie dziś nie widziałem bo pojawiło się ledwie pod koniec mojej wyprawy. Po dojechaniu do Teplic gdzie zawsze jest start moim oczom ukazał się tłum kolarzy mtb bo przecież dziś Rallye Sudety a mi to całkiem wyleciało. Na szczęście nie przeszkadzaliśmy sobie...raczej:) Zaraz po minięciu Teplic pojawiła się grupa porządkowych, którzy kierowali ruchem. Uśmiałem i vice wersa gdy jeden z nich kazał mi jechać w prawo, ale nie dziwię mu się bo z daleka mógł nie wyczaić "baranka" a leciałem dość szybko. Trasa do 70km szła elegancko i na wyścigu raczej nic nie powinno się dziać, no chyba że w drodze z Broumova do Jetrichova jakby dobrze rozkręcić tempo. Od wspomnianego 70km zaczyna się trudny ale krótki podjazd z nachyleniem 13%. Tu na pewno jest pierwsze sieczkarnia bo ten odcinek wybitnie temu sprzyja. Po wjechaniu na szczyt długi zjazd. Lekkie wzniesienia i trudnośći można napotkać ok 87km. Nieco dalej czeka piękny zjazd i jakby tu zrobili podjazd co nierealne to byłoby pięknie. ok 93km mamy fajną ale nie długą ściankę 18% po kostce brukowej. Nieźle się tu podjeżdało ale jeszcze bardziej podziwiałem kolarzy mtb jak tu zjeżdżali niczym kamikadze. Warto pochwalić ładny i męczący podjazd który jest ostatnim podczas tego wyścigu i kończył się u mnie na 120km. Jest to idealne zakończenie wyścigu, bo pod górkę, że tak łagodnie się wyrażę:) Było fajnie ale się skończyło. Trasa dla mnie idealna i już jestem ciekaw co wymyślą za rok. Nogi dostały mocno, trasę przejechałem niemal identyczną bo nie zauważyłem jednego skrętu. I tak wyszło trudniej więc może taką za rok zrobią;) Poza tym pszczoła mi dziś wpadła pod kask i w ostatniej chwili chyba go ściągłem bo by mnie dziabła. A teraz relaks, football manager 2011 w tle i oczekiwanie na walke Adamka.


Dystans: 156.05
Czas: 05:36:32 min
AVG: 27.82
MAX SPEED: 57.68
KCAL: 3962
MAX HRT: 175
AVH HRT: 142
STREFY%: HEALTH 38%,FITNESS 42%,POWER 2%

MAPKA:
Góry stołowe:

Za chwilę piękny zjazd (a może by tak w drugą zrobili?;)):

Tuż przed podjazdem a'la Paris-Roubaix -18%:

cd. podjazdu i niedługo koniec:

Pepiki MTB podczas maratonu:

Pewny skrawek "ostatniego podjazdu":
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
109.50 km 0.00 km teren
04:47 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:76.59 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2430 m
Kalorie: 2860 kcal

Cerna Hora-Pec-Jelenka czyli pierwszy trening z "Mont Ventoux" :)

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 1

Pierwszy wspólny wypad z bikestatsowym kolegą MontVentoux z Kowar. Pierwotnie planowaliśmy zdobycie Labskiej Boudy ale zapowiedzi meteorologiczne nie wiały optymizmem. Zdecydowaliśmy się więc pojechać bliżej i zaatakować Cerną Horę. Spotkaliśmy się na rozdrożu na Okraj i tam skierowaliśmy się w kierunku Przełęczy Okraj. Jak na tą wczesną poranną godzinę już było bardzo gorąco dlatego z przyjemnością zjeżdzaliśmy w kierunku Svobody na Upou. Tam obraliśmy kierunek Janskie Laznie i podjazd na Cerną Horę. Podjazd zaczeliśmy od poziomu 531m n.p.m. a finisz kończył się na 1300m-trasa o długości 10km jak dobrze spostrzegłem. Szanujemy tempo choć nie jedziemy na minimum. Dziś górski etap i po czernej mamy jeszcze dwa inne podjazdy do zaliczenia. Po wjechaniu na szczyt pamiątkowe fotki i zjazd do Svobody. Z tamtąd udajemy się w kierunku Peca pod Snezką. Tu Paweł zaaplikował nam piękny podjazd, pod który pierwszy raz wjeżdzam. Nie sądziłem że w tym miejscu jest coś tak fantastycznego. Nim jednak dojechaliśmy do pierwszego skrętu pod ten podjazd, Paweł trzymał niezłe tempo i trochę się obawiałem jak to będzie dalej z siłami bo na tej części etapu ładnie już hasaliśmy. Właściwy skręt w prawo i zaczyna się niezły podjazd. Za chwile zawija się w lewo i tak wjeżdzamy na ładną wysokość a po naszej prawej stronie można docenić piękne walory krajobrazowe Peca i tutejszych gór. Jest na co popatrzeć więc tuż przed finiszem cykamy fotkę. Z tego podjazd kierujemy się na Dolną Małą Upę i trafiamy na właściwy podjazd pod Okraj. Żeby było jeszcze fajniej i ciekawiej Paweł pokazuje mi kolejny nowy podjazd co bardzo mnie zainteresowało bo przejeżdzam tędy tyle razy i nigdy nie skręcam w lewo. Tu się okazuje, że podjazd o ładnie brzmiącej nazwie Jelenka (od nazwy schroniska) jest bardzo konkretny. Niemal od początku fajnie trzyma i właściwie tak do samego końca gdzie 20% to jest lekko jak nie więcej. Piękny podjazd, super widoczki ale tak jest zawsze gdy jesteś na dużej wysokości i możesz oglądać panoramy okoliczych miejsc. Z tego szczytu zjeżdzam spokojnie, nie raz schodząc z roweru bo rawki kół miałem niemiłosiernie rozgrzane. Ponownie trafiamy do drogi głównej na Okraj i zdobywamy szczyt tej przełęczy. Dalej śmigamy w dół do rozdroża i w tym miejscu nasze drogi się rozstają. Paweł obiera kierunek Kowary, natomiast ja Lubawkę. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak dobrego i ciężkiego etapu. Już widzę jak za 2 dni przy dobrych wiatrach zdobywamy kolejny nowy szczyt albo podjazd. Dobrze mieć takiego kompana do jazdy bo siły ma naprawde duże a wtedy taki trening jest na wysokim poziomie. Czekamy jeszcze na Grześka i Viranque bo w takim składzie nie będzie na nas lewara:)

Dystans: 109.50
Czas: 04:47:10 min
AVG: 22.88
MAX SPEED: 76.59
KCAL: 2860
MAX HRT: 177
AVH HRT: 130
STREFY%: HEALTH 43%,FITNESS 19%,POWER 2%

MAPKA:
Nadajnik na Czernej Horze:

Panorama z Cernej w tle, ale malo widoczna bo najważniejsi są szosowcy Sudetów:)

Panorama z nowego podjazdu w Pecu:



Fotki z Jelenki:


Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
158.58 km 0.00 km teren
05:35 h 28.40 km/h:
Maks. pr.:70.29 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 82%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:2070 m
Kalorie: 3810 kcal

Lubawka-Szklarska Poręba-Jakuszyce-Rokytnice-Vrchlabi-Babi-Lubawka...

Sobota, 6 sierpnia 2011 · dodano: 06.08.2011 | Komentarze 2

Wreszcie zaliczyłem trasę która była od dawna w planie. Dziś udała się także pogoda i po raz kolejny nie sprawdziły się prognozy meteorologów. Od początku plan był taki aby jechać w miare spokojnie, więc do przełęczy kowarskiej szanowałem nogi (42min do rozdroża) Dopiero po wjechaniu do granic Jeleniej Góry zacząłem kręcić mocniej. Od mostku przy wjeździe na główną drogę w kierunku Szklarskiej i Jakuszyc zmierzyłem sobie z ciekawości czas. Do znaku Jakuszyce wyniósł on 33:21. Dobrze mi się jechało, zapas siły oczywiście też był tyle, że przede mną jeszcze 100km do przejechania więc luz maryja. Zjazd do Harrachova nie był żadną rewelacją z racji że przeszkadzał wiatr. Do Rokytnic trochę się poprawiło ale tu czekał już na mnie trudny jak się później okazało podjazd. Wylałem tu sporo potu bo podjazd nieco się ciągnął w górę, czasami były serpentyny a przy tym całkiem dobre nachylenia. Muszę po raz kolejny pochwalić tutejsze szosy. Rewelacja po prostu. Podjazd od Rokytnic jak i zjazd do Hrbacova to naprawdę ładna szosa. Nie inaczej było na całej trasie. Wspomniany zjazd był konkretny nie tylko ze względu na dobrą jakość drogi ale i prędkość jaką można było rozwinać a także widoczki które nie mogę zapomnieć. Czasami bywało niebezpiecznie ale jak to na zjeździe. W dolnej jego części, przy rzece droga bardzo przypominała tą ze zjazdu z Okraju w kierunku Peca. Na tym odcinku minąłem też dwóch kolarzy. Po dojechaniu do Hrbacova obrałem kierunek Vrchlabi. Męczyć się a wlaściwie pierwszy poważniejszy kryzys zacząłem mieć w Leopoldzie. Jednak chwile przed dojechaniem do tej miejscowości przeżyłem chwile grozy. Na w sumie niegroźnym lekkim zakręcie, na mostku ni z tąd ni z owąd przed oczami pojawił mi się zielony vw golf, który ściął zakręt i jechał prosto na mnie...Nie wiem jak to się stało, że w tej sytuacji do niczego nie doszło. Czeski samochód w ostatniej chwili skręcił, ale nie zostawiłem na nim suchej nitki choć co to mogło zmienić...Po wjechaniu do Mladych Buków miałem jeszcze w głowie Babi, które trzeba było zaliczyć. Tu jakby wróciły do mnie siły, może nie wiem, ta wioska na mnie tak działa bo tyle razu już tu śmigam? heh. Nad Zaclerzem czyli ostatnim miasteczkiem na trasie, tuż przed moim przyjazdem wisiała czarna chmura z której ostro popadało. Ku mojemu zdziwieniu, zaraz po jego minięciu asfalt znów był suchy i tak aż do Lubawki gdzie na koniec misiaki próbowały mnie wysuszyć, oczywiście w formie żartu:) To był dobry i męczący etap który już pozostał w nogach.

Dystans: 158.58km
Czas: 5:35:53
AVG: 28.32
MAX SPEED: 70.29
KCAL: 3810
MAX HRT: 163
AVH HRT: 137
STREFY%: HEALTH 50%,FITNESS 29%,POWER 0%

MAPKA:
Zjazd do Harrachova:


Horni Rokytnice:



Vitkovice:
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
104.69 km 0.00 km teren
03:52 h 27.07 km/h:
Maks. pr.:68.35 km/h
Temperatura:
HR max:174 ( 88%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy:1930 m
Kalorie: 2861 kcal

Lubawka-Kowary-Przesieka-Karkonoska-Karpacz-Kowary-Lubawka

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 1

W tą piękną i upalną (dosłownie) środę wybrałem się w typowe górskie klimaty. Wyszedłem z założenia że trzeba powtórzyć Przesiekę i jak dobrze pójdzie zaliczyć Karkonoską. Od początku etapu jechałem dość mocno i co ciekawe przy rozdrożu na okraj zajechałem w 36 minut a to już lepszy czas jak ostatnio. Noga ładnie podawała więc nie zamierzałem zwalniać tempa. Było więc mocno...Od rozdroża długi zjazd do Kowar skąd udałem się w kierunku Podgórzyna. Dawno już tu nie witałem, ale w końcu przyjechałem by zaraz potem zacząc prawdziwe podjazdy. Znaną mi drogą pod Przesiekę jechałem w dobrym tempie, ale nie będę się rozpisywał jaka to prędkość itp. bo najważniejsze, że czułem się dobrze więc jechałem:)Trochę ten podjazd trwał aż w końcu dojeżdżałem do tego najgorszego momentu Przesieki ostatnio pokonywanego na maratonie liczyrzepa. Szkoda, że wtedy nie miałem tyle sił co teraz...;)Zajechałem na szczyt i jak tylko ujżałem podjazd pod Karkonoską powiedziałem sobie "jesteś tu a nie wiedziesz?" i...wjechałem:)Od razu fajne nachylonko które daje w dupe jak zawsze, później już dużo lepiej. Po drodze mijam jakiegoś kolarza na mtb i sune dalej. Nie staram się jechać najlepiej jak mogę ale trzymam tempo..właściwe:) Pod koniec zaczyna się kolejna ścianka i tu już trzeba trochę więcej popracować, prędkość spada i to znacznie, zaczynam sobie wjeżdzać częściowo zygzakiem bo tak lepiej. Wreszcie prawie szczyt, mijam jakiegoś turystę, który pyta "czy jadę z samego dołu" ;) po chwili dodając "pięknie". Kilka fotek na szczycie i zjazd a raczej zejście bo nie jestem kamikadze. Poza tym asfalt nie był najlepszy a w głowie też miałem pokrzywione koło krisa więc czerwona lampa. Tu na zejściu porobiłem trochę zdjęć by mieć jakąś pamiątkę. Po drodze facet się zatrzymuje koło mnie i mówi "Rozumie że rower się prowadzi pod górę ale z góry?" Musiałem mu wyjaśnić że rawki się nagrzały i droga koślawa;)Tak to jest cóż...Od początku podjazdu do Borowic zjazd i w prawo na Sosnówkę z której ponownie w prawo i na Karpacz. Trochę się umęczyłem tymi podjazdami bo przede mną byłą jeszcze przełęcz kowarska i częściowy wjazd na rozdroże. Było dziś dobrze, czuję się dobrze i wierzę że będzie dobrze. Obym tylko nie popadł w samozadowolenie bo wtedy będzie źle:) Mam nadzieje, że pogoda dopisze w najbliższych dniach bo czeka na mnie jeszcze trochę gór w okolicy.

Przełęcz Karkonoska od początku na szczyt w 23:25min.

Dystans: 104.69km
Czas: 3:52:10
AVG: 25.76
MAX SPEED: 68.35
KCAL: 2861
MAX HRT: 174
AVH HRT: 146
STREFY%: HEALTH 27%,FITNESS 54%,POWER 4%

MAPKA:









Krótki filmik tuż przed szczytem podjazdu:
FILMIK
Kategoria ''101-200km''


Dane wyjazdu:
113.48 km 0.00 km teren
03:49 h 29.73 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Klasyk Kłodzki 2011

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 0

30 lipca odbyła się kolejna edycja Klasyka Kłodzkiego. Po Liczyrzepie w Jeleniej Górze, klasyk był moim drugim maratonem w tym roku. Do bazy noclegowej w Lasówce niedaleko Zieleńca zajechałem wraz z kolegą Grześkiem Urbanikiem w piątek wieczorem. Następnego dnia czekał nas start w maratonie. Grupa startowa do której byliśmy przydzieleni miała wyruszyć o 8:30. Niestety z powodu problemu z samochodem spóźniliśmy się 4 minuty. Po pojawieniu się na lini startu i zgłoszeniu spóźnienia, sędzia pozwolił nam od razu ruszyć więc bez chwili zastanowienia tak uczyniliśmy. Od samego początku towarzyszyła nam mżawka a chwile potem deszcz który nie odpuścił już do końca etapu. Początek trasy to szybki zjazd w kierunku granicy z Czechami. Jadąc na zmiany staraliśmy się dojechać do jakiejś większej grupy, ale bezskutecznie. Dopiero na pierwszym podjeździe dołączyła do nas grupa 4 kolarzy którzy nadawali mocne tempo. Po każdej "premi górskiej" zjazd który niestety w moim wykonaniu był słaby. Ciągle padało i nawierzchnia była niebezpiecznie śliska dlatego wolałem uniknąć upadku, choć raz byłem tego bardzo bliski, ale uratował mnie kawałek pobocza...I tak ciągle traciłem do swojej czwórki na zjazdach a zyskiwałem na podjazdach. Tempo ciągle dobre, w pewnym momencie zrobiła się nas 5 a czasami 6 w składzie a byli to przewaznie ci których wyprzedzaliśmy i starających się utrzymywać nasze tempo. Na przed ostatnim podjeździe po stronie czeskiej grupa nieco zmalała, i wjechaliśmy w trójkę. Kolarze którzy jechali wraz ze mną jak później sprawdziłem po numerach byli z Wrocławia i Jelcza Laskowice. Trzeba przyznać, że mocno pracowali przez cały etap. Szczególnie pochwalił bym gościa w niebieskim stroju z zespołu BDC team i drugiego w czerwono białym z napisem harfa haryson. Przez dłuższy czas towarzyszył mi kolega Grzesiek Urbanik więc nasza grupa w barwach Mroza i BDC wyglądała bardzo "zawodowo" ale na tym zakończył bym takie porównania:) Przez cały czas czułem się dobrze, noga świetnie podawała i starałem się robić dobre zmiany. Fajnie razem się współpracowało, ale kiedyś musiał nastąpić koniec tego dobrego. Bodajże na ostatnim leśnym zjeździe dwójka kolarzy w stroju "BDC" i "Harfa" oraz trzeci z "Jelcza" ostro zjeżdzała w dół i wiedziałem, że tym razem będzie ciężko ich dojść bo znacząco się oddalali. Nieco z tyłu został ten trzeci, ale nim do niego doszedłem na prostym odcinku to trochę minęło. Wspomniana wcześniej dwójka znikła i to mnie trochę martwiło bo do Poręby można było jeszcze trochę powalczyć razem a wtedy wiedziałem że będzie dobrze i ciekawie. Jak wspomniałem udało mi się złapać trzeciego z nich i do podjazdu po Przełęcz Poręba robiliśmy zmiany. Dołączył się jeszcze jeden którego wyprzedziliśmy. Na jednej ze zmian na początku podjazdu postanowiłem podkręcić trochę tempo bo czułem się na siłach i wierzyłem że dojdę dwójkę harpaganów. Tempo okazało się na tyle dobre że "jelcz" i plaster zostali z tyłu. W końcu na ostatnich 300m zobaczyłem dwójkę BDC i Harfy ale na szczyt wjechali pierwsi z dobrą chwilą przewagi. Ta przewaga okazała się nie do odrobienia na dalszej części etapu. Wjechałem na szczyt Poręby i nie zatrzymując się na bufecie próbowałem jeszcze dojechać do tej dwójki. Bezskutecznie zniknęli za jednym z zakrętów w oddali...Od szczytu Poręby do samej mety jechałem sam starając się mknąć ile sił w nogach. Wiedziałem, że jest dobrze i do samego końca liczyłem na okazję złapania jakiejś grupy. Pod sam koniec etapu kiedy wyjechałem z lasu tuż przed wjazdem do Zieleńca ukazał się niebieski BDC:) Jego kompan był szybszy o 40 sekund. Cóż...zabrakło mi do nich niewiele. Na mecie uścisneliśmy sobie dłonie bo tego dnia odwaliliśmy dobrą robotę. Czas jaki wykręciłem tego dnia to 03:49:19h lecz sędziowie doliczyli mi oraz Grześkowi 4 minuty kary za spóźnienie na linię startu. Niestety z sędziami tego dnia nie dało się dyskutować więc niech będzie tak jak jest czyli oficjalnie 03:53:19h. Jestem bardzo zadowolony z wyniku jaki zrobiłem, i organizacji wyścigu. Zabezpieczenie trasy było super, a to istotne bo Liczyrzepa w Jeleniej Górze pod tym względem była daleko z tyłu. Próbując porównać te dwa maratony pod względem trudności uważam, że w tym przypadku Liczyrzepa była trudniejsza. Mam nadzieje, że za rok zawitam tu poraz drugi i...że nie będzie padało tak jak wczoraj. p.s. przez przypadek jadąc do bazy zresetowałem sobie parametry pulsometra więc tym razem bez statystyk.

Wyniki oficjalne
Dystans: MEGA
CZAS:03:53:19h
MIEJSCE KATEGORIA:5/15
MIEJSCE OPEN:11/82

MAPKA:

Krzywy, "harfa" i spółka ..;)