Krótko w cyfrach...
IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna
Mój sprzęt
Wykres roczny
Archiwum wyjazdów
- 2016, Kwiecień1 - 0
- 2015, Październik8 - 5
- 2015, Wrzesień11 - 2
- 2015, Sierpień13 - 5
- 2015, Lipiec15 - 6
- 2015, Czerwiec9 - 9
- 2015, Maj15 - 17
- 2015, Kwiecień10 - 2
- 2015, Marzec10 - 9
- 2015, Luty2 - 0
- 2015, Styczeń3 - 2
- 2014, Grudzień3 - 14
- 2014, Listopad8 - 2
- 2014, Październik7 - 6
- 2014, Wrzesień11 - 20
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec12 - 7
- 2014, Czerwiec11 - 14
- 2014, Maj13 - 24
- 2014, Kwiecień12 - 35
- 2014, Marzec10 - 32
- 2014, Luty6 - 21
- 2014, Styczeń4 - 8
- 2013, Grudzień2 - 3
- 2013, Listopad4 - 7
- 2013, Październik6 - 6
- 2013, Wrzesień5 - 5
- 2013, Sierpień11 - 24
- 2013, Lipiec15 - 23
- 2013, Czerwiec12 - 6
- 2013, Maj10 - 19
- 2013, Kwiecień7 - 15
- 2012, Październik1 - 2
- 2012, Wrzesień8 - 19
- 2012, Sierpień11 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec9 - 23
- 2012, Maj10 - 16
- 2012, Kwiecień9 - 21
- 2012, Marzec7 - 12
- 2012, Styczeń1 - 4
- 2011, Listopad5 - 9
- 2011, Październik5 - 15
- 2011, Wrzesień16 - 19
- 2011, Sierpień20 - 27
- 2011, Lipiec12 - 12
- 2011, Czerwiec3 - 5
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Wrzesień2 - 0
- 2010, Sierpień3 - 0
- 2007, Lipiec1 - 2
- 2007, Czerwiec1 - 0
- 2006, Lipiec1 - 0
- 2006, Maj23 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
''101-200km''
Dystans całkowity: | 4343.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 49:26 |
Średnia prędkość: | 27.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.59 km/h |
Suma podjazdów: | 49830 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (75 %) |
Suma kalorii: | 34247 kcal |
Liczba aktywności: | 35 |
Średnio na aktywność: | 124.11 km i 4h 29m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
122.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Karpacz-Sosnówka-Zachełmie-Przesieka
Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 27.07.2013 | Komentarze 3
Jak w to weekend bywa, przeważnie planuje coś dłuższego i wymagającego dla siebie. Jako, że w tym roku odpuściłem Klasyk Kłodzki który dziś się odbywa, postanowiłem potrenować w podobnych warunkach ale u siebie. Wybrałem więc ostatnio odwiedzany przeze mnie Karpacz i okolice. Myślałem by wyruszyć wcześnie z rana ale pewne sprawy stanęły na przeszkodzie więc trening odbyłem w pełnym słońcu. Lekko dziś nie było, na dzień dobry rozdroże z Okrajem a dalej w planie Orlinek. Ruch nie najgorszy w Karpaczu więc wjeżdżam na Orlinek spokojnie. Ze szczytu długi zjazd aż do ronda i skręt na Miłków. Lece dalej by zmierzyć się z kolejnym podjazdem w Sosnówce. Kolejny podjazd czeka na mnie w Zachełmiu, jest on nieco dłuższy od poprzedniego ale i mniej wymagający. Na zjeździe do Podgórzyna spotykam Winiara i chwile rozmawiamy:), a potem kolejny wjazd do góry tym razem do Przesieki.U podnóży Przełęczy Karkonoskiej zacznyna się długi zjazd i tak znowu ląduje w Podgórzynie. Na odcinku do Kowar mijam kilku kolarzy, i nie odstrasza ich tak jak mnie totalny żar z nieba. Nogi kręcą bez problemu, tylko wody ubywa i mam dylemat czy nie zatrzymać się przy źródle. Ostatecznie lecę na szczyt a tam mijam kolejnych trzech szosowców z okolic. Wjazd na rozdroże z Okrajem to przed ostatni podjazd dnia bo jeszcze Szczepanów zostaje...eh ten Szczepanów, niby nic a swoje robi:) Jadąc z rozdroża, w okolicach Jarkowic mijam się z liczną grupą szosowców, co zdarza się nad wyraz rzadko.
Zaaplikowałem dziś sobie solidną porcję górek, i tak też miało być. W przyszłym tygodniu start w Liczyrzepie, a łatwo tam nie będzie-mam nadzieje że pogoda dopisze tak jak dziś.
MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
135.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Road to Karkonoska
Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 7
W końcu po długim czasie udało się zrealizować plan którego celem było wjechanie na Przełęcz Karkonoską. Doborowe towarzystwo jakie towarzyszyło mi tego dnia dodało smaczku całemu wypadowi. O 6:30 wyruszyłem wraz z Mackiem do Kowar gdzie czekal na nas juz Paweł. Od Kowar już we trzech polecieliśmy w kierunku Sosnówki i tym samym drugi podjazd dnia mieliśmy zaliczony. Przed nami było jeszcze sporo km więc nie szaleliśmy bo i po co. U podnóży Przełęczy Karkonoskiej każdy jechał już swoim tempem. Ja i Paweł trzymaliśmy się razem niemal do końca. Czas wjazdu według danych Pawła wyniósł 22:58 więc przy nim pozostanę. Nie ukrywam że mmoglibysmy poprawić swoje czasy chociażby na wypłaszczeniach ale tam po prostu jechaliśmy spokojnie i podkręcanie nie miało sensu. Przełęcz Karkonoska to jeden z najtrudniejszych podjazdów. Wyciska z człowieka wszystkie soki, wyzwala wielkie emocje, i jest po prostu super i nie zmienia tego fakt, że asfalt jest w coraz gorszym stanie. Słońca na szczycie nie zastaliśmy, zresztą i tak było go mało na całej trasie. Mgła i spory wiatr zniechęcały do zjazdu ale wyjścia innego nie było. Przed nami długi zjazd do Splinderowego Młyna a potem kierunek Trutnov. W Małej Upie drogi się rozdzielają-Paweł leci do Kowar przez Okraj, my zaś do Lubawki przez Babi, Zaclerz. Jako że dostałem pilny telefon, moja trasa się nieco wydłużyła i tak dojechałem do Raszowa gdzie zakończyłem swój etap. Dziękuje Mackowi i Pawłowi za przyjemny trening po naszych pięknych górach. Byle do kolejnego wypadu:)MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
105.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Sudety Tour 2013
Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0
Sudety Tour-ta nazwa zobowiązuje. Jeśli pragniesz wrażeń, konkretnej organizacji a przede wszystkim rywalizacji na najwyższym kolarskim poziomie, to musisz tu być. Od rana dopisywała piękna słoneczna pogoda. Czasu na rozgrzewkę praktycznie nie miałem więc pozostało dołączyć do już licznie oczekującej grupy kolarzy. Ten sam bład co rok temu czyli ustawienie w nieodpowiednim miejscu na starcie powoduje że praktycznie od startu muszę mocno się przeciskac między kolarzami. Od Hvezdy jadę w fajnej grupie która w międzyczasie się rozrasta dzięki tym co odpadli. Trasa tegorocznego Sudety Tour jest zdecydowanie trudniejsza i ciekawsza od tych które miały miejsce w latach poprzednich.Opis wydarzeń na trasie ograniczę do kilku kulminacyjnych momentów-Podjazd po kostce brukowej w Vysokiej Srbskiej to nielada gradka, bo na tym odcinku nastepuje spora selekcja.Kolejne nie są łatwiejsze-warty wzmianki jest odcinek do Ivki-Radvanice bo tu sporo ludzi odpada. Pod Chvaleckie serpentyny toczymy ciekawą rywalizacje w gronie 6 kolarzy. Chwile wcześniej mieliśmy pociąg który na chwile nas zatrzymał.Na początku podjazdu odjezdza jakis pepik, a ja kręce równym tempem. Okazuje się że noga ładnie podaje więc utrzymuje 15km/h i prowadze naszą grupe ale tu nieco na ogledłość i dojeżdzam pierwszy na szczyt. Zjazd również znam dobrze więc nie czekając na innych lecę masakrycznie szybko a koło Adrspachu dołącza wspomniana 6-tka. Tu każdy spogląda na każdego bo niebawem finałowy podjazd. 471 i 383 utrzymują ładne tempo zaś reszta odpada. Dokręcam by dojechać do wspomnianej dwójki i lecę tuż za nimi. Z biegiem czasu noga nie daje więcej pociągnąć więc już jadę równym i swoim tempem.
Na domiar złego 441 dojeżdza do mnie i i a potem jeszcze wyprzedza kolegów. Ostatecznie chłopaki wygrali z nim rywalizacje a ja dojechałem 20 sekund później. Zawody oceniam w samych superlatywach a osiągnięte miejsce daje mi pełną satysfakcje bo jest lepiej jak rok temu. Póki co był to najdłuższy etap w tym roku jaki zrobiłem więc tym większa radośc na zakonczenie. Pozostaje mi zacząć trenować wytrzymałość bo tej brakuje mi najbardziej. Za tydzeń Srebrna Góra gdzie również zapowiada się ciekawe ściganie.
MIEJSCE: 56 OPEN/ 21 KATEGORIA
CZAS: 03:28:07.9
MAPA:
Kategoria ..::Zawody 2013::.., ''101-200km''
Dane wyjazdu:
121.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1970 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Maraton Liczyrzepa 2012
Sobota, 8 września 2012 · dodano: 09.09.2012 | Komentarze 3
Właściwie tytuł wpisu powinien raczej brzmieć Liczyrzepa-jazda indywidualna na czas. Bez dwóch zdań maraton ten ułożył się niemal od początku w taki właśnie sposób. Przyjazd na miejsce chwile po 8 rano, pobranie numeru i chwila na poskładanie sprzętu. W miedzyczasie obserwuje kolegów startujących o 9:00 i 9:05 czyli Krisa i Viranque. Pogoda w kratke, czasami popadauje ale chmury ciągle wiszą i nie wróżą poprawy. 9:30 smigamy z Grześkiem na szybką rozgrzewkę i zaraz powrót na start gdzie nasza grupa rozpoczyna o 9:45. Los sprawił że Grzesiek, Tomek vel Platon z Husarii i ja trafiliśmy do tej samej grupy.Na starcie oczywiscie deszcz ale chyba wszystkim on był już obojętny bo tak czy siak przed nami długa trasa. Od początku ruszamy mocnym tempem, konkretnie Platon i ja, Grzesiek jeszcze doskakuje ale pod Zachełmie zostaje i słusznie bo jazda swoim tempem jest rozsądniejszą decyzją zwazywszy że w tym sezonie przejechał mało kilometrów. Tak więc ja i Platon jechaliśmy na zmiany pod pierwsze wzniesienia. Zjazdy nie było już tak przyjemne, gdyz wąska i mokra droga nie pozwalały na wiele. Mimo to Tomek odważnie zjeżdzał z Przesieki a ja dość mocno asekuracyjnie, byle do mostku i w prawo gdzie zaczynał się drugi podjazd tego dnia. Tu przez chwile tj. do rozdroża dróg na Borowice i Sosnówkę Górną jechaliśmy razem. Dalszą szczęść jechałem już sam, i swoim tempem. Kręciło się dobrze więc nie widziałem powodu aby zwalniać tempo i tak aż do Karpacza. Tu byłem ciekaw jak wygląda ruch samochodowy i pieszy bo jakoś trzeba będzie się przecisnąć przez środek "cykolnu" Tego dnia tragedii nie było, jak porównać do zeszłego tygodnia. Mimo to auta i ciuchcia skutecznie blokowały przyjemność szybkiego zjazdu. Może to i dobrze, bo łatwo się przejechać na tym odcinku. Niedaleko biedronki dojechałem do dwójki kolarzy którzy przeciskali się koło aut. Udało się czmyknąć lewą stroną i zaraz miałem skręt na Ścięgny. Koledzy doczepili się koła i suneliśmy w kierunku Kowar. Szkoda że tak rzadko szli na zmianę bo to zawsze byłby jakiś odpoczynek. Na prostym odcinku z Kowar, była chwila na wcięcie prowiantu poczym skręciliśmy w prawo i w lewo w kierunku drogi głodu. Za mną pozostał już tylko jeden gość i trzymał się dość długo, powiedzmy do parkingu przed własciwym skrętem na stromy odcinek. Tu postanowiłem mocniej podkręcić tempo i tak zostałem bez ogona.
Dalsza część to wspinaczka na najwyższy punkt tego dnia czyli Przełęcz Okraj. Końcowy wynik wjazdu wyszedł mi bardzo fajnie bo 39.02 min. i dał miejsce 7 w open i 2 w kategorii. Szybki nawrót i zjazd w dół. Mijam się z Platonem i widzę też Adriana Brychcego który startował 5 minut po mnie. Ta sytuacja wywarła na mnie większą presję i zmobilizowała do mocniejszego depnięcia które chciałem zostawić na odcinek pod kowarską. Dodatkowo rozpoznałem Przemka Furtka więc co tu dalej pisać...:) Widziałem też Grześka co zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Zjeżdzałem więc bardzo szybko i tak samo na Miszkowice. Tam minąłem Interkolowca ale jakoś nie było inicjatywy do wspolnej jazdy. Kręciłem więc dalej swoim tempem. Tu wzmógł się też wiatr i w niektórych momentach było ciężko. Najważniejsze aby tak nie wiało na prostej do Szarocina i oby jak najszybciej dojechać do Leszczyńca gdzie zaczyna się podjazd pod Kowarską - pomyślałem. Jakoś udało się utrzymać właściwe tempo do wspomnianej wioski i dalej trochę przycisnąć. Za chwile miałem zjazd do Kowar więc i na nim nie było co oszczędzać sił. Cały czas miałem na uwadzę grupę Platon-Brychcy której się obawiałem. Rzadko bo rzadko ale czasami zerkałem za siebie czy aby ich nie widać.
Za Kowarami przy skręcie w prawo na Gruszków mijam Mariusza Wojtczaka z Zielonej z którym miałem przyjemność jechać w grupie rok temu. Krótka wymiana zdań czy jedzie ze mną ale podajemy sobie tylko ręke i adios. O dziwo Wojków jakoś podjeżdzam ale już nie tak ładnie jak poprzednie górki. Trudno się dziwić, w końcu w nogach już coś zostało. Lekko pobolewa mnie prawe kolano co całkowicie mnie zaskakuje bo raczej nigdy tego nie czułem. Chwile to trwa ale na zjeździe puszcza więc na całe szczęście nie jest źle. Ten odcinek zjazdu nie jest niestety najlepszy i muszę jechać rozważnie by nie złapać kapcia. Jest ok i powoli zbliżam się do Łomnicy. Ponownie lookam czy nie ma wspomnianej grupy za mną ale cisza więc git. Za niedługo mam skręt w prawo i na Jelenią a potem tylko Staniszów. Tam nie będzie oszczędzania- pomyślałem. Z głównej drogi na Jelenią mam skręt w lewo ale pech chce że jedzie sznur samochodów. Denerwuje mnie fakt że obok stoi dwójka fotografów i nie mogą chociaż zatrzymać na sekunde aut. Mogę sobie ponarzekać w duchu ale nic to nie daje i w koncu ruszam. Kręce coraz mocniej ale też nie jest to już ta moc co wcześniej.
W Staniszowie mykam równo, z nadzieją że nikt mnie nie dojdzie. Podjazdy są dla mnie zbawienne bo na płaskim nigdy samemu nie jest łatwo. Zabawna sytuacja ma miejsce w Staniszowie kiedy z lewej strony mijam dwie małe dziewczynki które wręcz klękały pokrzykując żebym rzucił im bidon. Ja jak jakiś łoś, nie rzucam przez co mam cholerne wyrzuty sumienia:) No nic, trzeba dalej cisnąć, i po chwili mam piękny zjazd do głównej na Podgórzyn. Skręcam w praco i ile sił w nogach ostatni mały pagórek a potem już zjazd i prosta do mety. Raz za zjazdem obracam się za siebie ale nadal nikogo nie widzę. Banan na twarzy i skręt w prawo do bramki końcowej. Jak się okazało warto było cisnąć w końcówce bo zyskałem cenne minuty choć Brychcego i tak nie wyprzedziłem w generalnej.
Suma sumarum jestem bardzo zadowolony z wyniku jaki wykręciłem. Trasa ta kosztowała mnie masę siły którą władowałem by zyskać te 7 miejsce. Najważniejszy jest jednak udział i dobra zabawa której tu nie brakowało. W końcu mogłem pohasać na zawodach w swoim rejonie co nie zdarza się często. Gratuluje wszystkim kolegom z bikestats, nie wymieniając ich po ksywie. Fajnie było się z wami spotkać, pościgać i pogadać. Za rok znowu będzie okazja by wspólnie zdobywać górki i niziny naszego kraju.
Wyniki
CZAS:04:01:35.86
AVG:30.05 km/h
OPEN:7/145
KATEGORIA:3/37
PREMIA-KOWARY_OKRAJ:00:39:02.40
MAPA:
Kategoria ..::Zawody 2012::.., ''101-200km''
Dane wyjazdu:
130.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1910 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Rekonesans Liczyrzepy 2012
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 3
Co nie udało się wczoraj z powodu pogody, wyszło pomyślnie dzisiaj. Z samego rana wyruszyłem na rekonesans maratonu w Jeleniej Górze. Nieopodal Raszowa spotkałem się z Grześkiem i ruszyliśmy w dalszą część trasy. Chcieliśmy przede wszystkim zrobić coś dłuższego niż ostatnio, a przede wszystkim poznać trasę na odcinku Łomica-Staniszów bo była do dla nas niewiadoma. Niestety narazie trasa nie jest oznakowana ale z tego co dowiedziałem się na forum szosowym, organizatorzy planują to dziś uczynić. Trasa bardzo fajna, dużo górek szczególnie na początku. W Zachełmiu mamy małe spięcie na dużym podjeździe z terenową toyotą która pędziła w dól nie chcąc nawet się zatrzymać (zajmowała cały asfalt)-to jedyna taka akcja całego dnia. Trzeba bezwarunkowo uważać na zjeździe do Przesieki, ale jak wiadomo komu życie niemiłe...W dalszej części mamy kolejne podjazdy, i tak aż do Karpacza gdzie dziś był duży młyn. Oby w sobotę jakoś to się uspokoiło ale szczerze wątpię. Najważniejsze aby w miare płynnie a przede wszystkim bezpiecznie przejechać Karpacz. Od Kowar kolejna zabawa wspinaczkowa drogą głodu na Przełęcz Kowarską a potem aż na Okraj. Ja dziś tą przełęcz odpuściłem z racji że zaliczam ją bardzo często więc pozostał mi zjazd do Miszkowic a tam na Lubawkę. Pogoda była dobra, najważniejsze że nie padało. Trochę chłodno bo 12-13 stopni ale za tydzien ma być cieplej.MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
110.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1520 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Intorno al Sudeti ;)
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 18.08.2012 | Komentarze 8
Krótko i na temat, ambitny plan startu o 7 rano nie powiodl sie gdyz moje kobitki zaspały i nim ruszyliśmy do Borowic było już baaaaardzo późno. To mocno pokrzyżowało moj plan ale nie ma tego zlego...Pohasałem po fajnych górkach, a to musi przynieść jakiś pozytywy efekt. Było bardzo gorąco, słońce piekło konkretnie. W Kowarach na podjeździe coś się porobiło z przerzutką i z takim defektem musiałem śmigać do końca. Teraz sprzęt musi zawitać do mojego serwiceman'a i będzie git. Trasy liczyrzepy nie przejechałem dokladnie a jedynie częściowo lecz mogę potiwerdzić że będzie trudna i na pewno nastąpi szybka selekcja. Od kiedy śmigam na szosie nie spotkałem tak dużej rzeszy szosowców jak dziś:)MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
115.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1960 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Klasyk Kłodzki 2012
Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 7
9 Klasyk Kłodzki już za mną ale warto trochę napisać jak to wsZYstko wyglądało. Tradycyjnie bardzo wczesna pobudka bo o 4 rano i wyjazd do Zieleńca w towarzystwie Grzesiaa Urbanika. Tym razem nie powtórzyliśmy błedu z zeszłego roku czyli spóźnienia na linię start i dojechaliśmy ze znacznym zapasem czasowym. Od samego rana piękna, słoneczna pogoda, która później przemieniła się w upalną. Z nieba lał się żar, zupełnie jak w Srebrnej Górze ale mi to osobiście nie przeszkadzało. Moja grupa startowa wyruszyła o 8:26. Jak się później okazało jechałem w ciekawym towarzystwie, chociaż przyznaje że nie sprawdzałem nazwisk przed startem. Ruszyliśmy od samego początku w ostrym tempie co zapowiadało ciekawy rozwój sytuacji w dalszej części trasy. Już podczas zjazdu jeden z 'naszych'nie wyrobił zakrętu i został z tyłu. w dalszej części wyścigu wydarzyło się jeszcze kilka wypadków także było niebezpiecznie. Do pierwszego podjazdu w Czechach wjechaliśmy w niezmienionym składzie, a tam przewodził kolarz "husarii" szosowej. Tempo momentami było zawrotne i zastanawiałem się czy aby nie za szybko to wszystko się dzieje.Po przejechaniu kolejnych kilometrów ci który nie utrzymali tempa zostali z tyłu i pozostało nas 4 + kilku łykniętych śmiałków próbujących doczepić się do grupy. Ciągle trzymaliśmy konkretne tempo a ton nadawał "husarz". Próbowałem go rozgryźć bo dość mocno kręcił jak na początek, więc albo był konkretnie przygotowany albo nie wiedział co czyni...;). W końcu trzymałem się 3-4 pozycji i obserwowałem rozwój sytuacji. Swoje tempo próbował też narzucić Przemysław Furtek z Bystrzycy Kłodzkiej ale i jego szybko poprawiał 'husarz'. Kolarz z Opola z nr 151 również trzymał swojej pozycji nie dając zmian. W końcu na 33 kilometrze przy drugim podjeździe 'husarz' ponownie depnął i ruszył do przodu, ale żaden z kolegów za nim nie ruszył. Zdecydowałem się więc ja na ten krok i dojechałem do niego. Przez chwile jechaliśmy razem mijając sporą grupę kolarzy. 'Husarz' nie zwalniał, ale żeby nie było sytuacji że się na nim woże, dałem zmianę. Pozostali zostali z tyłu a po chwili i husarz.
Połowę trzeciego i czwarty podjazd zrobiłem sam nie czekając na nikogo. Tyle zostało po walecznej husarii która najwidoczniej się przeliczyła. Na ok. 52 km minałem najpierw jednego a chwile dalej drugiego kolarza startującego na giga. Spytałem czy jedzie na zmiany. Założyliśmy że chwile zwolnimy by dołączył do nas ten za nami ale nie dał rady. Po przekroczeniu granicy dojechał do naszej dwójki Przemysław Furtek z którym wcześniej podjeżdzałem. Doczepił się również ten na którego chwile czekaliśmy więc w czwórkę tworzyliśmy już jakąś grupkę. Niestety na zmiany wychodziłem tylko ja i Przemek. Chwile przed dziurawym zjazdem, minał nas Bartosz Huzarski z kolarzem z Dzierżoniowa. Szli niczym pociag TGV...Trzymaliśmy się z nimi ale tylko chwile, gdyż takie tempo było zabójcze. Tu ku naszemu zdziwieniu kolega jadący na giga, ten sam który nie dawał zmian ruszył za nimi czym nas zadziwił. Wraz z Przemkiem pokiwaliśmy głowami...Harce się skończyły, bo gość niedługo potem "padł" i nawet nasze tempo już go nie uratowało. Szczęście w nieszczęściu po fatalnym zjeździe Huzarski zatrzymał się i coś poprawiał przy kole. Kolarz z Dzierżoniowa zaczekał na niego ale nie my...:) W końcu i oni nas dopadli na 82 km. Tu trzymaliśmy się razem, miło było jechać razem z Huzarem bo taka sytuacja praktycznie się nie zdarza. Niestety pod trudny podjazd w Porębie jego tempo nie było już dla mnie. Jechał kilka metrów przed a ja nie mogłem nic zrobić. Trudno się dziwić skoro jedziesz z takim kolarzem...Kamil Kosek dzielnie utrzymywał mu tempa lecz w końcu i on nie dał rady. Za to ode mnie oderwał się Przemek i doskoczył do Huzara. Tu nie było już dla mnie szansy żeby szarpać, więc jechałem swoim tempem. Przez chwile trzymał się mnie Kamil Kosek tyle że chyba i on pojechał po swojemu więc na szczyt wjechałem trzeci.
Do mety pozostało 21 km w samotnej walce o jak najlepszy czas. Przemek na tym odcinku dołożył mi niemal 10 minut. Już po przyjechaniu na mete był czas aby z nim porozmawiać na temat samego wyścigu i tam się dowiedziałem że był on zeszłorocznym zwyciezcą. Miło było więc jechać w tak doborowym towarzystwie. Wyścig wypadł mi pomyślnie, cieszy miejsce i to że treningi przynoszą jakiś efekt. Gratulacje również dla Grzesia Urbanika który w tym roku trenuje bardzo mało a osiągnał świetny czas i to na dystansie mega. Nie można także pominąć Pawła Kochela bo zajął drugie miejsce na podium na dystansie mini. Tak więc kolarze Sudetów mają za sobą udany weekend i oby tak dalej:)
Wyniki
Czas: 03:42:25
Miejsce OPEN: 6/130
Miejsce M3: 2/33
MAPA:
Krzywy i Przemysław Furtek:
Paweł, ja i ksiadz Olek:
Pierwsza trójka + Bartosz Huzarski:
Końcowy finisz:
Mała część Zieleńca z góry:
Podjazd pod Porębe (zdjęcie by Romek Cyklista):
Kategoria ..::Zawody 2012::.., ''101-200km''
Dane wyjazdu:
185.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3160 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
3160m / 185km - trening po szczytach Karkonoszy
Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 07.07.2012 | Komentarze 4
Tak sobie nie raz myślę, że w moim rejonie zamieszkania znajduje się tyle ciekawych miejsc, że aż się prosi aby je odwiedzić, zdobyć, itp. Jak do tej pory widziałem już sporo ale i tak są miejsca w których jeszcze nie byłem a tylko czekam na dobry moment by w końcu do nich dotrzeć. Wychodzę też z założenia, że chociaż ten jeden raz w roku człowiek powinien poznać nowe miejsce, takie gdzie wcześniej nie był lub nie miał okazji poznać. Czasami się planuje ale z tych planów nic nie wychodzi bo wyskoczy to czy tamto i tak zapominamy aż w końcu przychodzi taki dzień ja chociażby dziś gdzie mogę powiedzieć, to jest to miejsce gdzie jeszcze nie byłem. Właśnie dziś udało mi się zdobyć wysoki szczyt na wysokości 1400m tuż przy Labskiej Boudzie. Decyzja zapadła spontanicznie, ale pojawił się Grzesiek z Wrocławia więc zaproponowałem taką właśnie trasę. Dzisiejszy trening był najdłuższym jaki zrobiłem w ostatnich latach, ale i trochę przesadnie za długi. Podjazd pod Labską należy do jednych z najdłuższych i chyba tylko na La Marmotte przejechałem dłuższy. Widoki z okolic wspomnianego schroniska zapierają dech w piersiach więc warto choćby dla nich wdrapać się by móc coś takiego podziwiać. Dodam też że żadne zdjęcie nie odda tego co w realu...Z Labskiej Boudy zaplanowaliśmy pokonanie jeszcze Przełęczy Karkonoskiej od strony Splinderowego Mlyna. Kolejne ładne miejsce na solidnej wysokości, tyle że dziś po wjeździe do okolic schroniska odrodzenie przywitała nas burza. Musieliśmy się więc sprężać i zjechać rozważnie do Borowic. Tu jednak dopadł nas deszcz co mi już było bez różnicy bo ostatnio ciągle mnie chwyta ulewa:) Z Borowic obraliśmy kierunek Sosnówka i Karpacz gdzie spotkaliśmy kolarza z Pabianic który szukał Orlinka:) Widać ludzie żyją już TDP zawodowców jak i amatorów. Ja niestety obejrzę wyścig wyłącznie w TV gdyż praca skutecznie mnie przyblokowała. Po Karpaczu pozostało wjechać jeszcze na przełęcz kowarską i jeszcze kawałek do góry a potem...a potem już 14km do Lubawki ze Szczepanowem na koniec:) Dobry trening z bardzo konkretnym przewyższeniem.MAPA:
Widoki z Labskiej:
i Karkonoskiej:
oraz dystans warty uwiecznienia:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
120.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2120 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Maraton Srebrnogórski 2012
Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 4
W słoneczny, sobotni poranek, tuż po godzinie 6 wyruszyłem wraz z Pawłem i Moniką do Srebrnej Góry. Już na miejscu podczas przygotowywania sprzętu, spotkałem Tomka z Bielawy z którym miałem ostatnio przyjemność śmigać w Teplicach a wcześniej w Radkowie. Bardzo szkoda, że nie mógł tego dnia wystartować, ale czasami są siły wyższe i nic na to człowiek nie poradzi. Krótką chwilę udało się pogawędzić a że do startu było już mało czasu szybko ruszyłem na rozgrzewkę która chyba i tak niczego nie wniosła.Na lini startu ustawiłem się tym razem z przodu, a koło mnie Paweł i nie kto inny jak Mikołaj "Viranque". Start nieco się opóźniał, a gdy już ruszyliśmy rozpoczęło się prawdziwe ściganie na 120km trasie w pełnym skwarze. Dobrze że założyłem koszulkę bez rękawków, bo w czarnym stroju mroza miałbym po wyścigu 3kg mniej. Od startu praktycznie zaczął się podjazd po kostce brukowej. Nogi właściwie nie rozgrzane więc nie jest fajnie ale staram się powolutku przemieszczać bliżej przodu peletonu. Przed twierdzą grupa nieco się rozerwała ale ja nie zamierzałem ich gonić by nie tracić sił. Ze szczytu Srebrnej aż po okolice Nowej Rudy jechało się elegancko z góry. W mojej grupie było chyba z 6-7 kolarzy. W pewnym momencie skręcając w lewo z fajnej szerokiej drogi zauważyłem na poboczu Viranque który złapał kapcia. Co to za pech go ostatnio dopada, że jak nie jedno to drugie. Po czymś takim człowiek nie ma ochoty w ogole jechać dalej ale na szczęście nie poddał się i po wymianie dętki ruszył dalej. W takim momencie normalnie robi się żal człowieka ale co na to poradzić...
Moja grupa powoli zaczynała wjeżdżać na pierwszą Przełęcz tego dnia-Sokolą. Tempo mieliśmy dobre bo w naszym zasięgu jawiła się czołowka. Grupa nasza była już nieco liczniejsza o 4 kolarzy. Nikt jednak nie decydował się na narzucenie jeszcze mocniejszego tempa prócz dwóch pedelare i oni odskoczyli dołączając później do czołówki. Pod Sokolą jechało się bardzo dobrze, nie forsowałem się bo wiedziałem że najgorsze dopiero nadejdzie. Zjazd do Walimia to coś czego nie lubię, zresztą jak każdy zjazd bo tu zawsze tracę. Rozjechaliśmy się nieco ale jak to w górach, podjazd w końcu łączy i zaraz wszyscy podjeżdżaliśmy w tym samym gornie.
Przełęcz Walimska była już trudniejsza od swojej poprzedniczki i w 80% przebiegala po kostce brukowej. Dobre równe tempo i nikt nie odpada-myślę. W końcu osiągneliśmy szczyt a po nim rozpoczął się dłuugi zjazd do Pieszyc. Zgodnie z przewidywaniami straciłem na nim bardzo dużo, i nie było już tak fajnie jak z Rzeczki do Walmia. Tu grupa całkowicie mi odjechała ale gdzieś z przodu dostrzegłem dwóch którzy mieli chyba podobny problem na zjeździe co ja.
W Pieszycach udało się dojechać do mojego peletoniku ale walka o to kosztowała mnie bardzo dużo sił. Wiedziałem jednak, że nie mogę pozwolić na to by mi odjechali bo przed nami był najdłuższy podjazd tego dnia pod Przełęcz Jugowską. Zmęczony gonieniem zakotwiczyłem na tyle peletonu i tak wjeżdzaliśmy 14 km na sam szczyt. Miałem okazję pogadać chwilę z Pawłem Stasiakiem z Interkolu ale potem kolega odpadł a po nim jeszcze jeden. Chwile przed szczytem złapaliśmy gościa który nie utrzymał tempa czołówki. Wreszcie koniec długiego podjazdu, ale to co dalej warto przemilczeć. Fatalny odcinek asfaltu na ok 2km a potem rozjazd dróg. Kilku pojechało na 160km zaś ja i trzech innych na mega czyli 120km.
W takim składzie walczyliśmy praktycznie do końca. Ze zjazdu na rozwidleniu najpierw zawodnik nr "55" z interkolu narzucił szybkie tempo, pozniej zgodnie po zmianach kazdy cos dawal od siebie. Trafilem na podjazd i przy tempie ktore trzymalem nie wytrwal nr 55 i tak zostalismy we trzech czyli ja, nr 49 i nr 216. Pod Przełęcz Woliborską staraliśmy się jechać równo i bez szarpań, tu trzeba przyznać że fajnie się dogadywaliśmy. Tuż przed szczytem miła niespodzianka w postaci szerokiego napisu na asfalcie "krzywy" jak i "viranqe" :) Tomek, dałeś czadu a motywacja od razu mi skoczyla wyżej:) Nasza trójka zgodnie stwierdzila że zatrzymujemy sie na chwile przy bufecie. Bidony napełniamy, pożywkę bierzemy i dalej w drogę. Tu ponownie dołącza do nas gosciu z Interkolu z nr 55. Troche niepotrzebnie tak szarpie bo w koncu znowu go zostawiamy i więcej go już nie spotykamy. Na ok 90 km poczułem pierwszy raz skrócz w prawej nodze. Stopniowo sie nasilał a potem o dziwo puszczał. Najważniejsze, że przed Srebrną Górą jakby wyczuł moje myśli "tylko nie teraz".
Rozpoczął się ostatni trudny podjazd w stronę mety. Chwile jechaliśmy we trzech a potem postanowilem trochę podkręcić tempo. Koledzy- "49" z Głuchołazów i "216" z Łodzi zostali z tyłu więc walczyłem z tą górą w pojedynkę. Nie było tak źle jakbym przypuszczał ale przy skręcie w prawo w kierunku twierdzy znowu krótka sztajfa i walka z podjazdem. W połowie tego podjazdu wyprzedziłem innego rywala i zastanawialem się ile jeszcze do końcowej kreski. W końcu dostrzegłem cyfrowy wyświetlacz i wbiłem zębatkę niżej. Do mety dojechałem z 9 czasem Open i 7 w kategorii. Pech chciał że było ich tak licznie przede mną bo przy odrobinie szczęścia kto wie jakby się to skonczylo. Spodziewałem się niższego miejsca więc ałkowite pozytywne zaskoczenie na koniec i jak najbardziej uradowana mina krzywego.
Maraton Srebrnogórski zaliczony, impreza świetna, góry i jeszcze raz góry więc czego chcieć więcej. Organizacja bardzo dobra, a jedyny minus to bufety których przy tym skwarze było stanowczo za mało. Debiutancki udział w Srebrnej Górze dobiegł końca, teraz pora na wymuszoną dłuższą przerwę, a najbliższy wyścig to "Klasyk Kłodzki".
Wyniki
Miejsce Open: 9/72
Miejsce kategoria: 7/25
Czas: 04:11:31
AVG:28.27km/h
Max prędkość: 73.92
MAPA:
Paweł Kochel (po lewej) i ja:
Viranque,Krzywy,Montventoux:
Krzywy zmierza do mety:
Kategoria ..::Zawody 2012::.., ''101-200km''
Dane wyjazdu:
104.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1780 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Solidny trening po górach
Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 07.06.2012 | Komentarze 6
W planie dziś miałem dwa warianty trasy. Ostatecznie, oba odrzuciłem a zdecydowałem się całkiem spontanicznie na wypad w znane mi górki u stup Śnieżki. Zaliczyłem dziś co najmniej trzy trudne podjazdy m.in Podgórzyn-Przesieka, później zjazd do Borowic i Podgórzyna a tu po minięciu tamy zaatakowałem podjazd pod Sosnówkę i w stronę Karpacza.Miało być ciężko i tak też było, dobrze się jechało, ruch samochodowy znikomy a jedynie trzeba było uważać na pieszych w Karpaczu bo wychodzili na szosę gdzie chcieli i kiedy chcieli. Miałem też zabawną sytuacje u podnóży Sosnówki-akurat zaczynałem fajnie się rozkręcać na podjeździe kiedy zatrzymała mnie procesja:) Grzecznie zjechałem na boczną uliczkę, zdjąłem kask, okulary i poczekałem 5 minut aż mnie miną. Poza tym na trasie miałem szczęście bo akurat w 2 innych miejscach było już po...:)
Etap zajął mi 03:48h ze średnią 27.48 więc przyzwoicie.
MAPA:
Kategoria ''101-200km''