Krótko w cyfrach...
IMIĘ: MARCIN
NAZWISKO: KRZYWONOS
MIASTO: LUBAWKA
WIEK: 33
WZROST: 183
WAGA: 84
NAJWYŻSZY ZDOBYTY SZCZYT: 2645m
PODJAZD NO1.-EU: ALPE D'HUEZ
PODJAZD NO1.-PL: PRZEŁĘCZ KARKONOSKA
Strona główna
Mój sprzęt
Wykres roczny
Archiwum wyjazdów
- 2016, Kwiecień1 - 0
- 2015, Październik8 - 5
- 2015, Wrzesień11 - 2
- 2015, Sierpień13 - 5
- 2015, Lipiec15 - 6
- 2015, Czerwiec9 - 9
- 2015, Maj15 - 17
- 2015, Kwiecień10 - 2
- 2015, Marzec10 - 9
- 2015, Luty2 - 0
- 2015, Styczeń3 - 2
- 2014, Grudzień3 - 14
- 2014, Listopad8 - 2
- 2014, Październik7 - 6
- 2014, Wrzesień11 - 20
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec12 - 7
- 2014, Czerwiec11 - 14
- 2014, Maj13 - 24
- 2014, Kwiecień12 - 35
- 2014, Marzec10 - 32
- 2014, Luty6 - 21
- 2014, Styczeń4 - 8
- 2013, Grudzień2 - 3
- 2013, Listopad4 - 7
- 2013, Październik6 - 6
- 2013, Wrzesień5 - 5
- 2013, Sierpień11 - 24
- 2013, Lipiec15 - 23
- 2013, Czerwiec12 - 6
- 2013, Maj10 - 19
- 2013, Kwiecień7 - 15
- 2012, Październik1 - 2
- 2012, Wrzesień8 - 19
- 2012, Sierpień11 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec9 - 23
- 2012, Maj10 - 16
- 2012, Kwiecień9 - 21
- 2012, Marzec7 - 12
- 2012, Styczeń1 - 4
- 2011, Listopad5 - 9
- 2011, Październik5 - 15
- 2011, Wrzesień16 - 19
- 2011, Sierpień20 - 27
- 2011, Lipiec12 - 12
- 2011, Czerwiec3 - 5
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Wrzesień2 - 0
- 2010, Sierpień3 - 0
- 2007, Lipiec1 - 2
- 2007, Czerwiec1 - 0
- 2006, Lipiec1 - 0
- 2006, Maj23 - 2
Dane wyjazdu:
67.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:890 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Luźny trening po pracy
Piątek, 25 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 3
Oj co to się dzieje, człowiek nie może znaleźć czasu by normalnie potrenować ;) Ale na szczęście przyszedł piątek i godzina ok 16:30. O tej właśnie porze, po długim postoju w końcu udało mi się wyrwać na szosę i nic w tym nie byłoby nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że wyruszyłem razem z kolegą z pracy Falusiem:) Znamy się od dawna i ba...obaj dobry czas trenujemy kolarstwo a nigdy nie spotkaliśmy się na wspólnym treningu. Ten dzień był więc bardzo ciekawy a sam trening jak najbardziej luźny i przyjemny. Gdyby nie pora, trasa z pewnością byłaby bardziej ambitna ale co tam. Odbije się jeszcze następnym razem. Pozdrowienia dla DHL-owca :)MAPA:
Kategoria ''1-100km''
Dane wyjazdu:
138.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2250 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Szlakiem Grodów Piastowskich czyli trening w Górach Sowich
Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 2
Na ten weekend plan był jeden. Zrobić trening na konkretnym dystansie i po górach ale tam gdzie jeszcze w tym roku nie byłem. Wybór padł na Góry Sowie i tutejsze przełęcze - Walimska,Jugowska i Sokola. Z zaplanowanej trasy wyszło że będzie trudno i w realu tak też było. Od rana na niebie piękne słońce ale przy tym spory wiatr. Pomimo tego że nieco przeszkadzał na otwartych odcinkach to w ten ciepły dzień był jak znalazł. W czasie 25 minut wjechałem na Przełęcz Strażnicze Naroże po czym miałem kawałek zjazdu a potem spokojniutki podjazd co raczej potraktuje jako wypłaszczenie i tak aż do skrętu na Rybnice Leśną. Dalej to niezbyt przyjemna jazda w kierunku Głuszycy ale kiedy już do niej dojechałem, asfalt był bardzo dobry i skierowałem się na Walim. Od Jugowic zaczeło się to na co czekałem czyli pierwszy podjazd. Wjechałem do Walimia i ruszyłem po kostce brukowej w kierunku Przełęczy Walimskiej. Niestety tego typu nawierzchnia trwała dość długo a kiedy się skończyła to nawet nie wiedziałem kiedy - chyba z przyzwyczajenia? ;) Na pierwszym zakręcie tego podjazdu mijałem pomnik upamiętniający Janusza Kuliga, znanego kierowce rajdowego. Nawet ulica którą jechałem była nazwana jego imieniem. Po wjechaniu na szczyt zobaczyłem kilku kolarzy którzy przygotowywali rowery na tutejszym parkingu. Zjazd całkiem fajny ale kręty, a w końcowej jego fazie jechałem ponownie po kostce brukowej. W okolicach Pieszyc minąłem się z liczną grupą kolarską która chyba przyjechała tu na jakieś zgrupowanie. Od tego momentu zaczał się długi bo ok 13 km podjazd pod Przełęcz Jugowską. Tu należy pochwalić bardzo dobrą jakość asfaltu. Ze szczytu tej przełęczy w początkowej fazie trochę kiepska nawierzchnia (do gruszeczki to jej daleko) a potem już ok. Minowszy połowę zjazdu zatrzymałem się by zrobić fotkę gdyż panorama tych okolic jest niesamowita. Nie minęła chwila a przede mną pojawił się kolejny podjazd tym razem pod Przełęcz Sokolą. Ten był najkrótszy ale ze względu na przejechane prawie 80km nie było łatwo. Znalazłem w tym miejscu alternatywną drogę na sczyt tej przełęczy-bardzo duże podobienstwo do drogi głodu od Kowar. Asfalt tam był nowiuteńki i troche żałowałem że nie dostrzegłem tego wariantu na początku. Po pojawieniu się w Rzeczce miałem jeszcze sporo km do domu więc zbliżający się zjazd był przyjemnością bo mogłem trochę odpocząć. Nie chciałem wracać ponownie przez Głuszyce więc skierowałem się na Wałbrzych gdzie przy okazji trafiłem na zawody MTb ale na szczęście nie przeszkadzaliśmy sobie:) Ostatnia faza etapu to kierunek Golińsk czyli docelowo Mieroszów a potem ponownie Przełęcz Strażnicze Naroże i Lubawka. Solidna trasa zaliczona, a jeszcze załapałem się czasowo na spowiedź gdyż jutro komunia:) Dziś finał LM: Chelsea-Bayern, więc kto jest za Angolami niech naciśnie przycisk i podniesie ręke. Champione, champione, champione Chelsea!MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
60.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Pętla Lubawka-Chełmsko Śl-Boguszów Gorce-Kamienna Góra-Lubawka
Wtorek, 15 maja 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 0
Kolejna pętelka ale teraz nie w Czechy lecz w okolice Wałbrzycha i powrót do Lubawki przez Kamienna Górę. Czasowo niestety kiepsko ale wystarcza chociaż na tyle. Narazie odpuszczam większe góry, ale na sobotę planuje trasę której w tym roku jeszcze nie robiłem więc też będzie ok.MAPA:
Kategoria ''1-100km''
Dane wyjazdu:
67.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:890 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Miało być pięknie a było zimno i wietrznie ...
Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 13.05.2012 | Komentarze 1
Tak jak w tytule, liczyłem że chociaż nie będzie wiatru no ale cóż dziś utrudniał jazdę na prawie całym odcinku trasy. Spóźniony kilka minut spotkałem się na rozdrożu z Pawłem i dojechaliśmy na szczyt gdzie fajnie nas wygwizdało wietrzysko. Lekko nie było gdyż zjazd w okolice Peca pod Snieżką był jeszcze gorszy a temperatura gdzieś około 2-3 stopni. Zrezygnowaliśmy z wcześniejszego pomysłu wjechania na dużą wysokość w Pecu ale plan i tak zostanie niebawem zrealizowany:) Paweł zrobił rundkę przy Pecu i wrócił do Kowar zaś ja pojechałem w kierunku Trutnova a potem pod Babi i przez Zacler do Lubawki. Zrobiłem dziś dobry trening pomimo kiepskich warunków pogodowych. Ten tydzień według ICM zapowiada się nieciekawie...zobaczymy.MAPA:
Kategoria ''1-100km''
Dane wyjazdu:
62.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:740 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Trening w Adršpachskich Skałach
Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 10.05.2012 | Komentarze 2
W bardzo ciepły, a momentami gorący czwartek wybrałem się na trening standardową trasą po czeskich szosach. Ostatni raz kiedy nią jechałem, trafiłem na śnieg przy moich ulubionych serpentynach za Chvalcem. Dziś nie było takiej opcji zaskoczenia a jedynie przyjemność z jazdy agrafkami na sam szczyt. Pomimo późnej godziny jak na trening, na trasie spotkałem kilku kolarzy a więc nie jest tak pusto na drodze jak myślałem. Trening zaliczony a jutro już piątek więc nic tylko się cieszyć:)MAPA:
Kategoria ''1-100km''
Dane wyjazdu:
71.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:920 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Lubawka-Kamienna Góra-Miedzianka-Gruszków-Kowary-Jarkowice-Lubawka
Wtorek, 8 maja 2012 · dodano: 08.05.2012 | Komentarze 0
Dwa dni przerwy od roweru to trochę dużo więc dalej tak ciągnąć nie mogłem:) Pogoda zachęciła mnie do treningu i zaraz po pracy ruszyłem w drogę. Wybrałem dziś tereny które był moją codziennością jeszcze jak mieszkałem w Kamiennej Górze. Dziś miało być dość intensywnie dlatego trzymałem się takiego planu.Za Dębrznikiem trafiłem niestety na zamknięty przejazd kolejowy i musiałem chwile poczekać. Ustawiłem się jednak za tirem i wykorzystałem jego "plecy".
W fajnym tunelu pędziłem ok 60km/h przez 2,5km po czym skręciłem w kierunku Marciszowa. Od tego momentu zaczęły się górki. Po drodze miałem jeszcze szybki zjazd z Miedzianki i tu niemiłe zaskoczenie w postaci rozbitego szkła na samym końcu zjazdu. Nie wiem jakim cudem udało mi się uniknąć rozcięcia opony bo było go cholernie dużo. Strużnice i Gruszków przeleciałem z mocnym akcentem a od Kowar miałem już podjazd pod przełęcz i jeszcze do tego rozdroże na okraj. Tego dnia sprzyjał też wiatr w kierunku Jarkowic a trening udało się zamknąć w 2:20h
MAPA:
Kategoria ''1-100km''
Dane wyjazdu:
67.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
KLASYK RADKOWSKI 2012
Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 2
Sobota, godzina 6 - wyjazd do Radkowa na debiutancki Klasyk Radkowski. Długo wyczekiwany maraton, gdyż odbywa się na terenie który bardzo mi odpowiada więc pozostaje tylko godnie zawalczyć o jak najwyższą lokatę. Pominę temat grup startowych gdyż nie zwracam na nie uwagi, o czym wspomniałem już podczas opisu maratonu trzebnickiego.Od samego początku, ten stosunkowo krótki ale wymagający etap planowałem pojechać indywidualnie nie licząc na czyjeś koło.Start nastąpił o godzinie 8:54, moja grupa od razu sie "rozszarpała" a jedyny kolarz który dotrzymał mi towarzystwa dotrwał do okolic za Wambierzycami, a może i wcześniej...nie pamiętam:)
Starałem się pojechać bardzo mocno szczególnie na samym początku, i tak szło całkiem dobrze bo udawało się minąć sporo kolarzy. Tuż przed szczytem pierwszego trudnego podjazdu minąłem Erwina, kolegę z Wałbrzycha oraz gościa z którym rywalizowałem w małej grupce w Trzebnicy. Sapał jak parowóz więc czułem, że łatwo go będzie "dobić" jeśli podejmie walke...Oczywiście tak też się stało, przez chwile słyszałem jak dyszy ze zmęczenia i trzyma się koła, nie mniej jednak zmian z jego strony nie było. Wbiłem więc niższą zębatkę z tyłu i heja. Sapanie ustało a ja zbliżałem się do nieprzyjemnego i dziurawego zjazdu. Tu - mam na myśli zjazd, po raz pierwszy i ostatni dałem się wyprzedzić, ale jak można na takim "serze szwajcarskim" podjąć walkę kiedy bardzo łatwo przebić oponę nie wspominając o konkretnym defekcie roweru. Kolega który mnie minął cisnął w dół niczym pocisk nie zwracając uwagi na dziury w drodze. Trzeba przyznać że był bardzo odważny i chyba nie liczył się z możliwą "awarią";) Szybko zniknął mi sprzed oczu. Myślałem, że już go nie dogonię i nawet pogodziłem się z tą myślą ale nie uprzedzajmy faktów.
W dalszej części nieco się wypłasczało a ja czułem się o dziwo dobrze. I tak dotrwałem do kulminacyjnego podjazdu pod Karłów. Nóżka dalej dobrze podawała a to napawało optymizmem, że czas może być dobry. Zaznaczam i to szczerze, że od startu do mety, nie zwracałem uwagi na czas a jedynie zerkałem na kilometrarz. Podjazd pod Karłów był specyfinczy, i do bólu przypominał mi ten pod Przełęcz Kowarską i Jugowską. Jechało się świetnie a że siła nadal była dostrzegłem w niedalekiej odległości mojego teoretycznie najbliższego i pewnego rywala który wcześniej łyknął mnie na "dziurawym" zjeździe. Widać było, że jest dobry bo mijał kolejnych kolarzy bez problemowo. Ja zaź starałem się go dogonić jeszcze przed szczytem choć tak naprawdę nie miałem pojęcia ile szczytu jeszcze zostało. Systematycznie go doganiałem aż w końcu wyprzedziłem. Po chwili jednak zorientowałem się, że tak łatwo nie będzie.
Kolarz z Bielawy okazał się być dla mnie godnym i w końcowym rozrachunku lepszym rywalem. Trzymał mi koła dzielnie więc postanowiłem zrobić to samo co z poprzednim "sapaczem" czyli wbiłem koronkę niżej i ruszyłem. O ile w pierwszym przypadku zdało to egzamin o tyle w drugim niestety już nie:) Bielawianin dotrzymał mi kroku i jeszcze wyprzedził. Tym razem to on rozdawał karty i łatwo nie było. Widziałem jak próbował mnie zgubić ale zapomniał, że ja też mam chrapkę na dobry wynik i łatwo się nie poddam:) Dojechałem po chwili do niego i zasugerowałem żebyśmy poszli na zmiany. Spytałem go o kategorie i godzinę startu. Na moją niekorzyść wystartował 2 minuty po mnie i był tej samej kategorii. Niedługo potem czekał na nas zjazd. Niestety ja zjazdowcem nie jestem i nie mogłem już tych dwóch minut odrobić.
Do mety wjechaliśmy praktycznie razem ale jeszcze nim to nastąpiło uścisnęliśmy sobie dłonie i pogratulowaliśmy dobrej jazdy. Takich rywali się ceni, i miło jest później wspominać. Ostatecznie na mecie osiągnąłem 3 czas w swojej kategorii a w generalnej byłem 5. W końcu zaliczyłem pudło ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że do mety dojechałem szczęśliwie i bez defektu.
W najbliższym czasie nie planuje żadnych maratonów a jedynie zamierzam wykorzystać chwile czasu po pracy by podtrzymać kondycje.
Dystans: 67,57km
Czas: 02:15:55
AVG: 29,58
MAX SPEED: 66.14
KATEGORIA OPEN: 5/120
KATEGORIA M3: 3/18
MAPA:
Ja z Pawłem i Moniką:
Od lewej Erwin, ja i ksiądz Olek:
Krzywy ze swoimi podopiecznymi czyli Viranque i Krisem ;)):
Kategoria ..::Zawody 2012::.., ''1-100km''
Dane wyjazdu:
106.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1790 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Treningowo w Podgórzynie z Virenque
Środa, 2 maja 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 2
Kolejny dzień z piekiełkiem w tle czyli skwar z nieba. Choć wczoraj w Lubawce poszła ostra pompa deszczu to nie trwała jednak długo. Na trening wybrałem się tuż przed 9 a ugadany byłem z Viranque w Podgórzynie koło stacji na godzinę 10. Musiałem więc jechać w miare szybko i tak do rozdroża na Okraj dojechałem w równe 40 minut a koło stacji paliw w umówionym punkcie stawiłem się tuż po 10. Okazja do wspólnego aczkolowiek w miare spokojnego treningu z nizinnym pogromcą zdarza się rzadko:) Była więc okazja przetrzeć tutejsze górki i trochę pogadać. Pech nie ominął Viranque na podjeździe w kierunku Borowic bo trafił się kapeć ale pozostałą część trasy na szczęście zaliczyliśmy bez kłopotu. Mikołaj miał okazje potrenować kilka tempówek więc mogłem sobie popatrzeć jak mi odjeżdża;) Tak było do podnóża Przełęczy Karkonoskiej gdzie czekał na nas już zjazd, w kierunku Przesieki i Podgórzyna. Stamtąd ponownie polecieliśmy koło zbiornika i w prawo na Sosnówkę a dalej w górę i tak aż do Karpacza. Nieopodal kościółka Wang pożengaliśmy się i każdy udał się w swoją stronę. Karpacz o tej porze nie należy do przyjemnych miejsc gdyż trzeba się trochę przeciskać pomiędzy dużą ilością samochodów. Nie było tragedii, nie mniej jednak ktoś o rejestracji KR użył spryskiwacza w moim kierunku więc nie ma co komentować takiego zachowania tych ludzi. Będąc już w Kowarach zastanawiałem się dosłownie przez chwile czy jeszcze nie pojechać drogą głodu ale ostatecznie ochrona przed słońcem i oszczędzanie nóg dały mi podpowiedź aby pojechać normalną, główną drogą w kierunku Przełęczy Kowarskiej. Na koniec pozostało jeszcze rozdroże na Okraj i długi lecz bardzo wietrzny zjazd do Miszkowic gdzie koło zbiornika Bukówką czekał na mnie ostatni podjazd pod Szczepanów (przypomina trochę ten z Trzebnicy ale jest dużo dłuższy) Wreszcie znak Lubawka i koniec treningu a teraz zasłużony odpoczynek. Za oknem zaczyna się chmurzyć, w Wałbrzychu już pada więc może i do nas na chwile ten deszcz zawita.MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
104.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:960 m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
Lubawka-Mieroszów-Tłumaczów-Radków-Bozanov-Broumov-Lubawka
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 30.04.2012 | Komentarze 3
Pomyślałem dziś o dwóch trasach, mianowicie wypadzie do Pecki albo Radkowa. Niemal pewny był trening do Pecki ale ostatecznie zmieniłem zdanie i po chyba 6 latach (matko i córko...)powróciłem na stare trasy czyli Radków. Od samego rana piekiełko z nieba, ale na szczęście był też delikatny wiaterek. Granice czeską przekroczyłem w Golińsku ale przedtem musiałem uporać się z podjazdem za Chełmskiem Śląskim. Dalej było już lżej i tak aż do Tłumaczowa gdzie powolutku zaczeło się robić więcej góreczek. Do celu jakim był dziś Radków miałem 6 km ale zdecydowałem się pojechać dalej przez Ścinawkę Górną i Średnią. W samym Radkowie zrobiłem sobie chwile postoju na rynku przy fontannie. Później jadąc bardzo dobrym asfaltem przekroczyłem granicę i pojawiłem się w Bozanovie. Nie muszę dodawać że widok z tych okolic jest bardzo ładny. Góry Stołowe itp...zresztą zrobiłem fotki. Dalej nie komplikowałem sobie już trasy i wróciłem tą samą drogą od Broumova. Tuż przed skrętem na Łączną miłe zaskoczenie bo zadzownił Viranque. Kilka minut pogawędki i heja w kierunku Przełęczy Strażnicze Naroże. Wreszcie mogłem wybrać się trochę dalej a przy okazji przekroczyłem stówkę co zdarzyło się po raz pierwszy nie licząc...Trzebnicy:)MAPA:
Kategoria ''101-200km''
Dane wyjazdu:
150.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:WHEELER 7100
VI TRZEBNICKI MARATON ROWEROWY
Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 5
Godzina 4, minut 30 i trzeba wstawać bo za kilka godzin debiutancki udział w 6 edycji Maratonu Trzebnickiego. Od samego rana piękna pogoda więc czego chcieć więcej. Do Trzebnicy wyruszyłem z księdzem Aleksandrem także wsparcie duchowe miałem przez cały czas;) Pozatym ksiądz Olek użyczył mi swoich przeciw słonecznych okularów gdyż moje kolarskie zostawiłem na komodzie w domu. Po drodze spotkaliśmy się z Moniką i Pawłem którzy również jechali tą samą trasą. Pomijąjąc przyjazd na miejsce i czysto organizacyjne przygotowanie do startu nastawienie było pozytywne. Grupy startowej z którą przyszło mi jechać nie znałem, zresztą moja znajomość w tym aspekcie i tak jest bardzo skromna bo ogranicza się conajwyżej do znajomych z bikestatsa czyli 5 osób:) Z tego co zdążyłem się zorientować w mojej grupie to gościu z numerem 144 był wart uwagi. Nie mogłem jednak narzekać na tempo bo od początku było bardzo dobre. Stopniowo nasza grupa zaczełą się sypać i tak niczym pociąg TGV doszła nas inna więc szkoda było nie skorzystać. Popełniłem jednak błąd bo trzeba mierzyć siły w zamiary więc długo tak nie pociągłem. Odpuściłem gdyż przede mną było jeszcze mnóstwo km. W końcu 3 osoby z mojej właściwej grupy dojechały i dalej jechaliśmy już razem. Wszystko zmieniło się na pierwszej strefie bufetu kiedy zjechałem po butelkę wody. Plusem tego był fakt, że miałem zapas na później a minus jak wiadomo utrata fajnie jadącej grupki. Spory odcinek jechałem sam ale wiedziałem że wcześniej czy później dojdzie mnie kolejny "pociąg" i tak też się stało. Nie pamiętam który to był km bo nie skupiałem się na tym. Jechało się jednak świetnie, a grupa była dobrze zorganizowana bo każdy z nas dawał zmiany. Nie muszę jednak mówić że takie tempo musi mieć też swoje ofiary. 4 ludzi w tym ja nie dało rady tak dalej trzymać i odpuściliśmy. Niedługo potem 2 gości zjechało do "pit stopu" a ja zaryzykowałem i pojechałem dalej. Zaczekałem na gościa z nr 99 i jechaliśmy we dwóch na zmiany. Za długo to jednak nie trwało bo zacząłem mieć kryzys więc powiedziałem adios. Ok 100 km wiedziałem już że będzie mi cholernie ciężko dalej utrzymać solidne tempo. Nie czułem żadnych bóli mięśni czy skurczy co oczywiście cieszy, lecz fakt jakby ktoś odciął ci dopływ paliwa jest niesamowicie wkurzający. Od początku wiedziałem że 150 km to dla mnie jezcze za dużo nawet na takim etapie. Od początku roku do dnia wczorajszego zrobiłem 890 km a najdluzszy etap jaki zaliczyłęm nie przekroczył 100km, więc nie miałem też podstaw by dobrze zaszaleć na tym dystansie. Mimo to suma sumarum było ok i dałem rade. To mnie bardzo cieszy choć jak wspomniałem odcięcie gazu w nogach jest masakrycznie wkurzające:) Czekałem jeszcze na najtrudniejsze wzniesienie tego maratonu. Przyznam że wyglądało bardzo fajnie, asfalt rewelacja ale też było stosunkowo krótkie. Nie oszczędziłem na nim swoich sił i pojechałem ile jeszcze mogłem. Według statystyk zrobiłem 36 czas na 391 ludzi więc na tym kilometrze i przy tych siłach gitara. Dalej wiodło się jak wiodło, nie kontrolowałem KM bo tylko mnie to drażniło:) Słońce piekło niesamowicie a zapas wody się skończył a to też zrobiło swoje. Po przekroczeniu mety czułem ulgę że to już koniec bo naprawdę dostałem ostro w dupę. Maraton super, trasa bardzo fajna, pierwsza na nizinnych terenach choć pagórków nie brakowalo;) O Gruszeczce nie pisze bo nie ma oczym. Maraton oceniam bardzo dobrze i jeśli tylko będę mógł, to za rok zawitam tu ponownie. Za tydzień kolejny debiutancki maraton czyli Klasyk Radkowski. Na pewno będzie się działo!Dystans: 150km
Czas: 04:40:13 min
AVG: 32.13
MAX SPEED: 58.34
KATEGORIA OPEN: 60/304
KATEGORIA M3: 21/72
META VOLANTE:)
Kategoria ''101-200km'', ..::Zawody 2012::..


